Przejdź do treści

Redakcja HZ testuje: naturalne kremy, masła i balsamy do ciała

Kosmetyki do ciała
Masło do ciała Mokosh, Specjalistyczny balsam wyszczuplający Resibo, Balsam do rąk i ciała YOPE, Krem do ciała Szmaragdowe Żuki, Masło kawowe Cherry Soap, Brązujący balsam do ciała i twarzy Mokosh / Archiwum Hello Zdrowie
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Zimą naszej skórze zapewniamy prawdziwy roller coaster, wystawiając ją na przemian na  uderzenia ciepła i ataki mrozu. Dlatego ważne jest, by zapewnić jej odpowiednią troskę i sporą dawkę nawilżenia. Redakcja Hello Zdrowie sięgnęła po kremy, balsamy i masła do ciała od polskich producentów kosmetyków naturalnych. Przez miesiąc przetestowałyśmy 6 produktów. Zobaczcie nasze recenzje.

Balsam do rąk i ciała z serii „Zimowe okruszki” – YOPE

Z natury jestem estetką, więc moją uwagę zawsze zwracają kosmetyki o nieoczywistych opakowaniach. Trudno się dziwić, że obok balsamu do rąk i ciała od marki YOPE nie mogłam przejść obojętnie. Chwyciłam go zanim odezwał się głos rozsądku, podpowiadający, że na łazienkowej półce mam przecież mnóstwo „pięknych” kremów, które poza tym, że ładnie wyglądają, nie polubiły się z moją skórą. Czy to był słuszny wybór? Czy ten produkt również skończył jako dekoracja?

Balsam di ciała w drewnianym kuferku

Balsam do rąk i ciała YOPE – cena 29,90 zł / Archiwum Hello Zdrowie

Pierwsze wrażenie: Efekt „wow” – jak już wspomniałam – zapewniło samo opakowanie. Biała, minimalistyczna buteleczka z pompką i etykietą, z której spogląda urocze zwierzątko. To tyle, jeśli chodzi o zmysł wzroku, ale to dopiero zmysł węchu „kupił” ten produkt. Niezwykły, słodki, korzenny, rozgrzewający, przywołujący na myśl magiczną świąteczną atmosferę. Aromat ciepłego ciasta, korzennych przypraw i cytrusów – myślicie, że tak pięknie pachnie tylko dom na święta Bożego Narodzenia? Otóż nie. Ten zapach został zamknięty w buteleczkach YOPE z serii „Zimowe okruszki”, a to oznacza, że można zatrzymać go na dłużej. I tak też zrobiłam. Balsamem zaczęłam się delektować już na miesiąc przed pierwszą gwiazdką, co sprawiło, że na święta czekałam z jeszcze większym utęsknieniem niż zazwyczaj.

Zmysły zawładnięte, to teraz coś dla ducha. Od kilku miesięcy stopniowo wprowadzam do swojej kosmetyczki coraz więcej naturalnych produktów. Zaczęłam od pielęgnacji, do kolorówki dopiero nieśmiało się przybieram. Zwracam uwagę na skład. Ten w balsamie pozwala mi spać spokojnie. Produkt zawiera 98 proc. naturalnych składników stworzonych na bazie masła shea, oleju z oliwek i oleju kokosowego.

Aplikacja: Przy stosowaniu produktów w słoiczkach, zawsze staram się jedną dłonią trzymać opakowanie, a drugą rozprowadzać krem, co znacznie wydłuża aplikację. Balsam do ciała YOPE ma wygodną pompkę, dzięki której produkt mogłam aplikować dwiema rękami. Przyznam, że po balsamie spodziewałam się raczej kremowej, średnio gęstej konsystencji, a tymczasem „Zimowe okruszki” są lotionem o płynnej, kremowej formule, która wyjątkowo przypadła mi do gustu. Po pierwsze dlatego, że wchłania się w okamgnieniu. Po drugie nie trzeba męczyć się z czasochłonnym rozcieraniem produktu. Taka formuła sprawia również, że balsam jest wyjątkowo wydajny. Wystarczy odrobina, by skóra została nawilżona. Podczas całego rytuału aplikacji wyczuwa się zmysłowy aromat korzennych przypraw i słodycz świeżo upieczonych ciasteczek maślanych. Ta niezwykła kompozycja przyjemnie rozgrzewa nasze ciało niczym gorące wino w mroźny wieczór. 

Marta Dragan z balsamem do ciała YOPE

Archiwum Hello Zdrowie

Działanie: Zimą – wbrew pozorom – największą uwagę przywiązuję do pielęgnacji nóg. Po całodziennym chodzeniu w spodniach czy rajstopach skóra na łydkach często jest wyraźnie przesuszona i wymaga dogłębnego nawilżenia. Średnio 3 razy w tygodniu stosuję balsamy do ciała i w takiej częstotliwości też aplikowałam „Zimowe okruszki”. To wystarczyło, by zapewnić mojej skórze dobrą kondycję. Po zdjęciu spodni, moje łydki nie były pokryte pyłkiem z przesuszonej warstwy naskórka, a zachwycały gładką i zregenerowaną skórą.

Skład: Bez parabenów i olei mineralnych. 98 proc. składników naturalnych i o niskim stopniu przetworzenia. Za odpowiednie nawilżenie odpowiada zawarty w balsamie olej z kokosa. Ochronę skóry przed wiatrem i mrozem zapewnia połączenie w postaci masła shea, oleju z oliwek i witaminy E, a ukojenie to zasługa naturalnego ekstraktu z wanilii. Natomiast wyciąg z pomarańczy zadziała jak rewitalizujący koktajl pełen witamin, flawonoidów i soli mineralnych, których zimą szczególnie brakuje skórze.

Podsumowanie: Buteleczka balsamu z zimowej serii YOPE nie tylko świetnie wygląda, ale również nadaje się do recyclingu. Od kilku tygodni w stacjonarnym sklepie YOPE w Warszawie można ponownie napełnić puste opakowania swoimi ulubionymi produktami. Trzeba tylko śledzić profile społecznościowe marki, by dowiedzieć się, jaką recepturę YOPE napełnia w danym tygodniu. Balsam o płynnej, kremowej konsystencji gładko się rozprowadza i szybko wchłania, pozostawiając na skórze apetyczny zapach. „Zimowe okruszki” mają atrakcyjną cenę jak na takie bogactwo składników naturalnych. Buteleczka 300 ml kosztuje 29,90 zł, a za 39,90 zł można kupić balsam w zestawie z mydłem do rąk. Taki naturalny duet wyląduje pod choinką moich bliskich, bo zawsze dzielę się czymś, co również u mnie się sprawdziło.

Kosmetyki ekologiczne w otoczeniu jesiennych liści

Masło do ciała wanilia z tymiankiem – Mokosh

Do tej pory zazwyczaj sięgałam po produkty o kremowej konsystencji – raz gęstej, raz płynnej, ale zawsze kremowej. Masła kojarzyły mi się z czymś tłustym, czego nie można dokładnie wetrzeć w skórę. Z tym większą ciekawością sięgnęłam po masło do ciała wanilia z tymiankiem od Mokosh. Czy moje przypuszczenia okazały się słuszne?

Masło do ciała Mokosh w kuferku

Masło do ciała Mokosh – cena 139 zł / Archiwum Hello Zdrowie

Pierwsze wrażenie: Masło zostało zamknięte w farmaceutycznym słoiczku z ciemnego szkła, co już na dzień dobry zyskało moją przychylność, bo takie opakowanie jest przyjazne środowisku i podlega recyklingowi. Poza tym kojarzy się z manufakturowymi recepturami, tworzonymi z największą dbałością. Tę dbałość widać w doborze składników. Masło zawiera niespotykanie dużą liczbę botanicznych ekstraktów, które mają za zadanie odżywić skórę, pobudzić procesy odnowy i ochronić ją przed wolnymi rodnikami. Po odkręceniu słoiczka wyczuwa się korzenny aromat z dominującą nutą kawy, cynamonu i wanilii. Tymianku nieco mniej.

Aplikacja: Pierwsza aplikacja była dla mnie lekkim zaskoczeniem głównie z uwagi na zderzenie się z nietypową konsystencją produktu. Masło ma delikatnie chropowatą formułę, ale w kontakcie z ciepłymi dłońmi błyskawicznie robi się oleiste. I z tego względu wymaga szybkiej aplikacji na skórze. Wystarczy odrobina, by wysmarować się od stóp do głów. Jednak opanowanie sztuki wyważenia tej odpowiedniej dawki produktu, chwilę mi zajęła.

 

Marta Dragan z kremem Mokosh

Archiwum Hello Zdrowie

Równie istotny co konsystencja jest też zapach masła. Po odkręceniu słoiczka nie zapowiadał się aż tak intensywnie, dopiero podczas aplikacji uwolnił swoją prawdziwą moc. Z każdym kolejnym wtarciem zapach zyskiwał na sile. Wyrazisty, korzenny, wciągający. Co tu dużo kryć – przez cały wieczór pachniałam jak grzane winko.

Działanie: Producent zapewnia, że masło zaprojektowano, aby dostarczyć skórze maksimum nawilżenia, odnowy i ujędrnienia. I z tym się w 100 proc. zgodzę. Efekt nawilżonej skóry utrzymuje się bardzo długo. W moim przypadku wystarczyły dwie aplikacje w tygodniu, by cieszyć się gładką skórą.

Skład: Masło zawiera niespotykanie dużą liczbę botanicznych ekstraktów, które odżywiają skórę, pobudzają procesy odnowy i chronią ją przed wolnymi rodnikami. Olej z zielonej kawy i ekstrakt z bergamotki wspomagają redukcję cellulitu. Wyciąg z suszonej kory cynamonu, ze skórki limonki, ekstrakt z tonkowca wonnego oraz wanilii to silne przeciwutleniacze, zaś ekstrakt z róży damasceńskiej spowalnia procesy starzenia i łagodzi podrażnienia. Naturalne oleje roślinne: arganowy, macadamia, z krokosza, jojoba oraz masło shea nawilżają i regenerują skórę.

Kobieta nabiera na palce masło do ciała.

Archiwum Hello Zdrowie

Nakładanie masła do ciała na nogi

Archiwum Hello Zdrowie

Processed with VSCO with a4 preset

Podsumowanie: Masło z uwagi na intensywny korzenny zapach sprawdzi się bardziej w sezonie jesienno-zimowym. Zdrowy skład zapewnia konkretną dawkę nawilżenia, więc obietnice producenta zostały jak najbardziej spełnione. Zdecydowanie nie jest to produkt, po aplikacji którego można od razu założyć ubrania. Poza tym nie na wszystkie partie ciała się u mnie sprawdził – w delikatną skórę na dekolcie z trudem udało mi się go wmasować. Jeśli szukacie produktu, który ukoi i dogłębnie nawilży waszą skórę, to masło do ciała wanilia z tymiankiem od Mokosh sprawdzi się doskonale. Masło nie należy do najtańszych, bo za 120 ml musimy zapłacić w regularnej cenie 139 zł, ale jest wydajne, więc wystarczy naprawdę na długo.

Krem do ciała LINUM – Szmaragdowe Żuki

Ewa Wojciechowska ma suchą skórę, która wymaga dogłębnego nawilżenia szczególnie w okresie jesienno-zimowym. Zanim wybrała krem z naszego redakcyjnego kufra kosmetyków, przewertowała wszystkie w poszukiwaniu składu o działaniach silnie nawilżających. Wybór padł na krem do ciała Linum od marki Szmaragdowe Żuki.

Krem do ciała na tle iglastych gałązek

Krem do ciała Szmaragdowe Żuki – cena 85 zł / Archiwum Hello Zdrowie

Pierwsze wrażenie: Robiony ręcznie krem zamknięty jest w szklanym słoiczku – niskim, ale dość szerokim przez co zajmuje sporo miejsca na półce w łazience. Zapach to mieszanka ziół, kwiatów i cytrusów z wyczuwalnym aromatem pomarańczy i bergamotki. Bardzo przypadł mi do gustu, choć jest nieoczywisty. Kiedy przeczytałam na etykiecie, że w składzie dominuje len, który znałam z właściwości silnie nawilżających i kojących, to od pierwszego nałożenia pokładałam w nim ogromne nadzieje.

Aplikacja: Jeśli chodzi o aplikację, to nie mam większych zastrzeżeń. Wystarczy niewielka ilość produktu, by zapewnić swojej skórze odpowiednie pokrycie. Krem dobrze się rozprowadza, właściwie podobnie jak kremy, które mają w swoim składzie mocznik, zostawiając białą, jakby „suchą” konsystencję do wchłonięcia. Szybko się wchłania, a skóra nie klei się, pomimo dużej ilości olejów w składzie, m.in. olej z nasion wiesiołka, olej lniany.

Ewa Wojciechowska z kremem

Archiwum Hello Zdrowie

Działanie: Początkowo bałam się, tym bardziej w okresie zimowym, że krem Linum nie sprosta zadaniu, jednak myliłam się. Krem wygładził moją skórę i zapewnił jej nawilżenie przez 24 godziny. Nie musiałam powtarzać czynności balsamowania w ciągu dnia, co w przypadku innych kremów było normą. Przy problemach z moją suchą skórą ten krem spisał się rewelacyjnie. Już po pierwszym nałożeniu moja skóra stała się nawilżona, gładka, utrzymana w dobrej kondycji, a ja mogłam wreszcie odetchnąć z ulgą i nie myśleć o tym, że po podwinięciu rękawów bluzki moja skóra będzie wyglądała jak pustynia.

Podsumowanie: Zapach kremu choć wydawał się specyficzny podczas aplikacji, to już po nałożeniu na ciało stał się całkiem przyjemny. Opakowanie jest trwałe i co najważniejsze – biodegradowalne. Na plus zasługuje również fakt, że wszystkie opakowania można zwracać firmie, a w zamian otrzymamy rabat na kolejne zakupy. Szklane słoiki oraz butelki są w odpowiednio myte, dezynfekowane i powtórnie wykorzystywane, a plastikowe nakrętki myte i specjalnie utylizowane. Jedynym minusem jest kształt pojemnika, który zabiera sporo miejsca w łazience.

Za 200 ml kremu trzeba zapłacić 85 zł – nie jest to mało, tym bardziej, że w moim przypadku produkt wystarczył zaledwie na miesiąc. Być może nie bez znaczenia jest fakt, że mam naprawdę wymagającą skórę i codzienna aplikacja była konieczna, by utrzymać ją w dobrej kondycji. Może przy innej skórze starczyłby na dłużej. Niemniej jednak chętnie po niego sięgnę jeszcze raz, bo efekt dogłębnego nawilżenia rekompensował jego cenę.

Brązujący balsam do ciała i twarzy pomarańcza z cynamonem – Mokosh

Marta Ploch testowała balsam brązujący do ciała i twarzy marki Mokosh. Na potrzeby testu moja redakcyjna koleżanka musiała przypomnieć sobie przygodę z tego typu kosmetykami, którą zakończyła jakoś na etapie liceum z uwagi na dość wyczerpujące układanie życia pod terminarz peelingów, ponownych nałożeń i unikania aktywności fizycznej. Czy balsam od Mokosh zachęcił ją do ponownego zaprzyjaźnienia się brązującymi kosmetykami?

Brązujący balsam do ciała i twarzy

Brązujący balsam do ciała i twarzy Mokosh – cena 79 zł / Archiwum Hello Zdrowie

Pierwsze wrażenie: Szklany słoiczek. Wolę taką formę opakowania od każdej pozostałej, bo wydaje mi się bardziej elegancka, niż tubki, a na pewno jest bardziej ekologiczna od tych plastikowych ze skomplikowanymi mechanizmami w pompkach. Po zużyciu słoiczek spokojnie można wykorzystać jako pojemnik na jakiekolwiek drobiazgi.

Dużym plusem jest to, że balsam nadaje się i do ciała, i do twarzy. Niby każdym balsamem brązującym można posmarować się od stóp do głów, ale jednak składy większości do tego zniechęcają. W balsamie Mokosh nie ma oleju mineralnego, który mógłby zapychać pory, znajdziemy za to kojący sok z aloesu. Składnikiem brązującym jest dihydroksyaceton, czyli substancja, która jest składową większości samoopalaczy. Ta jest jednak pochodzenia naturalnego. Mokosh informuje, że swoje DHA pozyskuje z oleju rzepakowego.

Zapach: Połączenie pomarańczy z cynamonem to czysty obłęd. Nie jest to sztuczny, chemiczny zapach, tylko bardzo zbliżony do naturalnego. „Niuchając” ten krem miałam wrażenie, że siedzę pod choinką z kubkiem grzańca. Jest intensywny, bo nawet po zakręceniu słoiczka aromat jeszcze przez chwilę unosi się w powietrzu, ale to i tak wszystko nic, w porównaniu do tego tego zapachu, który odczuwa się po posmarowaniu.

Marta Ploch z balsamem brązującym

Archiwum Hello Zdrowie

Aplikacja: Uprzedzę, że mam dość słaby węch. Nie wiem zatem, o ile zwielokrotnione wrażenia miałaby osoba o normalnym powonieniu. Po zetknięciu kremu z ciepłą skórą i po szczelnym opatuleniu kołderką zrozumiałam, jak czuje się ciasto w piekarniku. Gdyby ktoś posypał mnie sodą oczyszczoną, to spuchłabym i przybrała formę babki. Zapach jest INTENSYWNY, to próbuję przekazać.

Oczywiście przed pierwszym nałożeniem zrobiłam peeling i bardzo pilnowałam dokładnego rozprowadzenia balsamu oraz umycia wnętrz dłoni, pamiętając cały katalog fantazyjnych, pomarańczowych esów floresów z przeszłości. Co do konsystencji balsamu, nie mam żadnych zastrzeżeń. Może odrobinę trzeba się „nawsmarowywać”, żeby balsam się wchłonął. Nie jest to formuła żelowa.

Działanie: Niektóre balsamy brązujące nie barwią w sposób widoczny po pierwszym użyciu. Ten owszem. Byłam przedtem blada jak pergamin, a po nałożeniu kremu zyskałam równomierną i złocistą opaleniznę, która wyglądała dość naturalnie. Po długiej przerwie w samoopalaczach już zapomniałam, jaką przyjemność daje odcinanie się kolorystycznie od otynkowanych ścian. Od razu poczułam się trochę „witalniej”, jakkolwiek głupio to zabrzmi. Minusem jest (jak zawsze) lekko chemiczny zapach środka brązującego, który zostaje z nami na dzień, a nawet dwa po nałożeniu. Wyczuwalny jest wyłącznie z bardzo bliska, ale jednak.

Skład: Opis składników brzmi tak apetycznie, że za każdym razem, kiedy go czytam, zaczynam się lekko ślinić – wosk z borówki, macerat z kwiatów gorzkiej pomarańczy, olejki z: baobabu, słonecznika i marchewki oraz witamina E i ekstrakt z niepokalanka. Ten ostatni bardzo mnie zaciekawił, bo niepokalanek jest używany w medycynie jako środek na zbilansowanie hormonów, tj. obniżenie poziomu blokującej owulację prolaktyny i wiele dziewczyn sięga po niego, starając się o dziecko. Zapewne ilości tego ekstraktu w balsamie, w dodatku „podane” przezskórnie, są znikome, ale umilała mi korzystanie wiedza, że znalazł się tam taki zasłużony składnik, do tego rodzimy.

Podsumowanie: Cudowny, zdrowy skład, który zachęca do stosowania. Kuszący zapach kremu w słoiczku. Brązuje równomiernie, kolor nie wygląda sztucznie. Balsam jest uniwersalny, bo można go nakładać zarówno na ciało jak i na twarz. Zapach cynamonu choć piękny, to jak dla mnie zbyt mocny. Po ok. 8 godzinach cynamon ustępuje zapachowi samoopalacza na skórze. Za 180 ml balsamu trzeba zapłacić 80 zł, ale warto podkreślić, że jest on bardzo wydajny. Szacuję, że przy stosowaniu co drugi dzień starczy na ok. 2 miesiące.

Masło kawowe do ciała – Cherry Soap

Justyna Dudkiewicz uwielbia kawę i masła do ciała, więc nie zastanawiała się zbyt długo, który produkt wybrać do testowania. Masło kawowe od Cherry Soap od razu wpadło w jej ręce.

Masło kawowe w zimowej scenerii

Masło kawowe Cherry Soap – cena 65 zł / Archiwum Hello Zdrowie

Pierwsze wrażenie: Solidne, szklane opakowanie, dość ciężkie, jak na niewielkie rozmiary. Jest idealne do przechowywania drobnych rzeczy, gdy skończy się jego zawartość. Po odkręceniu słoiczka w mojej łazience unosił się aromat świeżo mielonej kawy. Zapach oceniam jako przyjemny i intensywny, ale nie drażniący. Z pewnością przypadnie do gustu wszystkim miłośnikom kawy.

Aplikacja: Masło jest o twardej konsystencji i nie mięknie pod wpływem ciepła, przez co trudno je wyciągnąć z opakowania palcami. Wymaga użycia szpatułki i dobrze aby producent dołączał ją do produktu. Aplikacja jest przyjemna – masło dobrze rozsmarowuje się na skórze, wchłania się dość szybko i nie zostawia plam na ubraniach. Warto je stosować tuż po kąpieli, gdy skóra jest jeszcze rozgrzana, bo ułatwia to rozsmarowywanie. Produkt idealnie sprawdził się również na piętach, które wymagają ciągłego nawilżania, szczególnie zimą.

Justyna Dudkiewicz z masłem kawowym

Archiwum Hello Zdrowie

Działanie: W skład masła wchodzi olej ze słodkich migdałów, który jest idealny dla cery wrażliwej, suchej oraz skłonnej do podrażnień. Dzięki niemu skóra jest dobrze nawilżona  i wygładzona. Drugim składnikiem jest olej z nasion kawy arabika, który zapewnia intensywny zapach i działa odżywczo oraz pobudzająco na skórę. Skóra od razu po aplikacji jest wyraźnie miększa. Nawilżanie jest dogłębne i utrzymuje się nawet do kilku godzin po aplikacji. Nie zauważyłam niepożądanych objawów, które mogłyby wskazywać na alergię. Zapach nie staje się uciążliwy po aplikacji. Po przyłożeniu ręki do nosa wyczuwa się delikatną kawkę.

Skład: Zaskoczyło mnie, że w składzie masła są jedynie trzy składniki: olej ze słodkich migdałów, olej z nasion kawy arabika oraz utwardzony olej roślinny. Producent zapewnia, że masło nadaje się do każdego rodzaju cery. Ja mam typ mieszany i u mnie sprawdziło się idealnie bez względu na miejsce aplikacji. Jako, że są to składniki naturalne, mogą powodować alergię (szczególnie olej z migdałów w przypadku uczulenia na orzechy).

Podsumowanie: Nie mam większych problemów z przesuszoną skórą, ale po kąpieli jest ona nieprzyjemnie napięta. Masło kakaowe doskonale poradziło sobie z moją skórą na każdej partii ciała. Jest wydajne. Efekt zmiękczenia i wygładzenia był widoczny już po aplikacji. Wchłania się w kilka minut, więc nie musiałam czekać na to, aby się ubrać. Jest wydajne, co w przypadku masełek do ciała jest dużym atutem, bo nieraz zdarzyło się, że na jedną aplikację zużyłam 1/4 słoiczka. Jestem zadowolona z tego produktu, a jedynym minusem jest wyjmowanie go z opakowania. I jak wspomniałam – lepiej sprawdza się szpatułka niż palce. Bardzo chętnie kupię kolejne opakowanie.

Specjalistyczny balsam wyszczuplający – Resibo

Ula Gruszka uwielbia eksperymentować zarówno z nowymi dietami, jak i produktami, które z założenia mają zapewnić efekt fit. Kiedy zobaczyła, że w redakcji do przetestowania jest specjalistyczny balsam wyszczuplający od marki Resibo, od razu spakowała go do torebki i jeszcze tego samego dnia wieczorem, wysyłała na redakcyjny komunikator zdjęcia z testów.

Balsam wyszczuplający Resibo w tubce

Balsam wyszczuplający Resibo – cena 79 zł / Archiwum Hello Zdrowie

Pierwsze wrażenie: Balsam zamknięty jest w tubce. Lubię tę formę opakowań, bo ona umożliwia zaaplikowanie dokładnie takiej ilości produktu, jaką chcemy. Na opakowaniu znajduje się szczegółowa lista składników oraz sposób użycia. Producent zapewnia, że produkt nie był testowany na zwierzętach i jest odpowiedni dla wegan i wegetarian. To jest dość istotna informacja, szczególnie dla osób, które decydują się na etyczny wybór kosmetyków. Na uwagę zasługuje estetyczne opakowanie kolorystycznie nawiązujące do szarego, ekologicznego papieru.

Aplikacja: Balsam ma gęstą, kremową konsystencję. Dobrze rozprowadza się na skórze, bardzo szybko się wchłania w przeciwieństwie do innych wyszczuplających produktów, które zdarzyło mi się kiedyś testować. Tubka o pojemności 200 ml powinna starczyć na około 20 dni przy codziennym stosowaniu. Zapach można określić dopiero po zaaplikowaniu produktu. Jest dość specyficzny i mnie jakoś nie powalił na kolana.

Ula Gruszka z balsamem do ciała

Archiwum Hello Zdrowie

Działanie: Producent zapewnia, że efektem regularnego stosowania balsamu jest wyraźna redukcja cellulitu, a co za tym idzie – szczuplejsza i smuklejsza sylwetka. Po 20 dniach codziennego smarowania się produktem nie zauważyłam wyszczuplenia problematycznych partii ciała, a jedynie skuteczne nawilżenie. Moja skóra rzeczywiście jest teraz bardziej elastyczna i napięta. Z pewnością na jej lepszą kondycję wpływ miał bogaty i naturalny skład balsamu.

Skład: Producent zapewnia w 98,4 proc. naturalny skład. Zawarty w kosmetyku ekstrakt z jednokomórkowej algi Tisochrysis lutea przyspiesza proces termogenezy. Wspominając wcześniej o doskonale nawilżonej skórze, myślę że to zasługa zimnotłoczonego oleju chia, dzięki któremu moja skóra była elstyczna, a sam produkt szybko się wchłaniał. Duża zawartość tłuszczy w składzie sprawia, że skóra jest w lepszej kondycji i nabiera sprężystości: masło mango, olej abisyński, olej winogronowy, olej makadamia, olej sezamowy, olej kukurydziany, olej słonecznikowy.

Podsumowanie: Balsam wyszczuplający Resibo jest świetnym produktem nawilżającym, który dzięki naturalnym składnikom poprawia jakość skóry, ale nie zapewnia – przynajmniej w moim przypadku – efektu wyszczuplenia. Moja skóra dawno nie otrzymała takiego zastrzyku nawilżenia, a przetestowałam już mnóstwo kremów – „cud”. Na uwagę zasługuje praktyczne, estetyczne i wygodne opakowanie – balsam można spokojnie zabrać w podróż bez obaw o potłuczenie. Produkt kosztuje 79 zł i uważam, że to dobra cena za balsam o naturalnym składzie.

Kosmetyki naturalne

Masło do ciała Mokosh, Specjalistyczny balsam wyszczuplający Resibo, Balsam do rąk i ciała YOPE, Krem do ciała Szmaragdowe Żuki, Masło kawowe Cherry Soap, Brązujący balsam do ciała i twarzy Mokosh / Archiwum Hello Zdrowie

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: