Przejdź do treści

„Oddam drogą szminkę za pieluchy albo czekoladę”. Lekarka dopowiada: „Opryszczka, HPV i gronkowiec gratis”

Fot. Getty Images
Podoba Ci
się ten artykuł?

Krwistoczerwoną płynną Chanel mogę mieć już za 49,90 zł, z Facebooka. Na innej grupie do sprzedaży i wymiany kosmetyków użytkowniczka K. oddaje ten sam model pomadki – z wyraźnymi śladami użycia – „za czekoladę”. Nowa kosztuje w drogerii 240 zł. Polki coraz chętniej handlują i wymieniają się używanymi, nietrafionymi kosmetykami. Na świecie sektor używanych produktów kosmetycznych – tzw. preloved albo secondhand beauty – rośnie w siłę. Czym ryzykujemy, nakładając krem, tusz do rzęs lub szminkę z niepewnego źródła?

 

Z. wystawia aż 15 luksusowych szminek, którymi nie ma ochoty dłużej się malować. Obok Chanel w kolorze burgunda są tu pomadki: MAC-a, Yves Saint Laurent, Diora czy Lancome. Jeśli komuś nie przeszkadza, że były używane, a dwie nie mają zakrętek, może kupić wszystkie za 70 złotych.

O. „zmienia pielęgnację” i chętnie pozbędzie się zestawu z retinolem: serum i emulsji z linii profesjonalnej, stosowanej w gabinetach kosmetycznych. W sklepie taki duet kosztuje 1100 zł, u niej – 450. „Użyte tylko dwa razy”.

Na grupach FB można dostać wszystko: „mało używane” gąbki i pędzle do makijażu, otwarte słoiczki kremów z silnymi składnikami (retinoidami, kwasami AHA, peptydami itd.), produkty ze śluzem ślimaka i jadem węża, a nawet „przywiezioną z Singapuru maseczkę z łożyskiem” albo z ekstraktem z ptasich gniazd („koreańska tajemnica wiecznej młodości”). Paletkę cieni z kooperacji marki z celebrytką – cztery razy taniej niż w drogerii. Błyszczyk z edycji limitowanej, którego nigdzie nie można już dostać – za „coś podobnej wartości”. Hitowy filtr z TikToka – za słodycze, paczkę pieluch, karton mleka.

Większość ogłoszeń z używanymi kosmetykami zawiera słowo „tylko”: „użyte tylko raz”, „tylko dwa razy”, „tylko zeswatchowane” [swatch to próbka kosmetyku na skórze pokazująca realny odcień, konsystencję, poziom krycia – przyp. red.]. Niektóre zapewniają, że kosmetyk jest „zdezynfekowany”. Nieliczne lojalnie uprzedzają, że lepiej już go nie używać, bo otwarty przeleżał dwa lata w szufladzie. Wciąż jednak może się przydać: do zabawy, malowania manekina albo „zimnych klientów” (zmarłych?). Słówko „tylko” ma uspokoić potencjalne nabywczynie, przekonać, że produkt jest bezpieczny, higieniczny, „prawie” nowy. Ale prawie robi różnicę.

Wcześniej kochane, ale już nie przeze mnie

Używane kosmetyki i akcesoria kosmetyczne mają w świecie beauty niegroźne, oswojone nazwy, zresztą te same, co używana odzież: second hand („z drugiej ręki”) albo preloved („wcześniej kochane”). Gdy zauroczenie mija albo wspólne życie z kosmetykiem okazuje się gorsze niż w reklamie, produkt trafia na zamknięte grupy sprzedażowe w social mediach, do marketplace’ów i serwisów z rzeczami z drugiej ręki – np. OLX, Allegro Lokalnie czy Vinted. Bo choć Vinted stanowczo zabrania w swoim regulaminie sprzedaży używanych kosmetyków i próbek, to ofert częściowo zużytych kremów, napoczętych płatków pod oczy i otwartych tuszów do rzęs jest w serwisie pełno.

Agnieszka Pankau - Hello Zdrowie

Na świecie pionierem preloved beauty był amerykański serwis Glambot, który już w 2012 roku umożliwił konsumentkom handel nowymi i „lekko użytymi” produktami do makijażu. Druga dekada XXI wieku uczyniła z mody second hand mainstream, zwłaszcza dla pokoleń milenialsów i Gen Z. Według raportu The Business Research Company dotyczącego rynku towarów z drugiej ręki („second hand product market”) cały rynek produktów używanych (nie tylko kosmetyków) w 2024 r. miał wartość 424,1 mld USD, z prognozą wzrostu do 761,33 mld USD w 2029 roku.

Po znormalizowaniu zakupu sukienek, butów czy bielizny z drugiej ręki, przyszła kolej na używane kosmetyki, choć jeszcze chwilę wcześniej wydawało się to szczytem obrzydliwości. Szminka i tusz to wszak rzeczy bardzo osobiste, nie da się ich wyprać, a konsumentki przejmują się bezpieczeństwem i higieną. Ale czy aż tak bardzo, gdy cena czyni cuda?

Z badania japońskiej firmy Mercari wynika, że już w 2020 roku ponad połowa respondentek w Japonii kupowała używane kosmetyki, bo były wyraźnie tańsze od nowych, dzięki czemu – przynajmniej w deklaracjach – mogły przetestować dany produkt przed zostawieniem sporej kwoty w drogerii. W 2023 roku artykuł w serwisie Cosmopolitan pytał: „Czy drugi obieg to kolejny gorący trend w branży kosmetycznej?” („Is Secondhand The Next Big Thing in Beauty?”) i cytował późniejszy raport Mercari. A ten twierdził, że w 2022 roku kosmetyki z drugiej ręki znalazły się już w pierwszej piątce najszybciej rosnących kategorii produktów odsprzedawanych, z prognozowanym wzrostem o 126 proc. do 2031 roku. W 2024 roku The Times obwieścił, że na punkcie „second hand make-up” oszalał Gen Z, bo popularność preloved beauty podkręcają wiralowe filmiki, które w sieci wykręcają miliony odsłon.

Statystyczna Polka chętnie kupuje kosmetyki i perfumy online. W 2023 roku wydawała na nie rocznie 1560 zł, czyli ok. 130 zł/mies. Gotowość do zakupu używanych kosmetyków deklarowało 37 proc. respondentów. Od tego czasu zainteresowanie wzrosło.

Prawdziwą wylęgarnią mikrobów okazały się beauty blendery, czyli popularne gąbki do nakładania podkładu i korektora. Właścicielki nie myły ich nawet po upadku na łazienkową podłogę

Wystarczy jeden raz

Dr Alicja Śliwowska, doktor nauk chemicznych, kosmetolożka i dietetyczka znana w sieci jako Dr Scura, stanowczo odradza kupowanie kosmetyków, które zostały wcześniej otwarte i użyte, choćby tylko jeden raz. Powodów jest wiele.

Po pierwsze: w otwartym kosmetyku najpewniej zaszły już zmiany chemiczne. – Wszystko zależy od stabilności danej formuły, ale generalnie po otwarciu kosmetyku mogą zachodzić procesy utleniania (szczególnie tłuszczów, witamin, substancji zapachowych), hydrolizy oraz mikrobiologicznej degradacji. W kremie otwartym od roku może dojść do rozkładu składników aktywnych i namnażania mikroorganizmów, co nie tylko obniża skuteczność działania, ale może prowadzić do niepożądanych reakcji skórnych, np. wysypek, podrażnień, alergii – wylicza Dr Scura.

Dr Alicja Śliwowska, Dr Scura - Hello Zdrowie

Dr Alicja Śliwowska, doktor nauk chemicznych, kosmetolog i dietetyczka znana w sieci jak Dr Scura / Fot. archiwum własne

Niestabilne są m.in. filtry UV, niektóre retinoidy, nienasycone kwasy tłuszczowe (oleje naturalne) oraz witaminy (szczególnie C i A). Pod wpływem światła, tlenu i ciepła ulegają one degradacji, a produkty ich rozkładu mogą nie być dobrze tolerowane przez skórę.

W otwartych lub źle przechowywanych kosmetykach rozwijają się też drobnoustroje. – Najczęściej są to bakterie z rodzaju Staphylococcus, w tym S. aureus, czyli gronkowca złocistego [zakażenie gronkowcem może prowadzić do wymiotów, biegunki, spadku ciśnienia krwi, wstrząsu, paraliżu, a nawet śmierci – przyp. red.], Pseudomonas aeruginosa [pałeczek ropy błękitnej; mogą powodować bardzo liczne infekcje, m.in. bakteryjne zapalenie rogówki, zakażenie kości i stawów, a nawet zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i sepsę – przyp. red.], grzyby drożdżopodobne (Candida) oraz pleśnie. Ich obecność może prowadzić do zakażeń skóry, spojówek lub błon śluzowych – wyjaśnia dermatolog.

Naukowcy z Birmingham, którzy wzięli pod lupę kosmetyczki Brytyjek, znaleźli szczepy niebezpiecznych bakterii – m.in. E.coli i Staphylococci – w dziewięciu na dziesięć z nich. Prawdziwą wylęgarnią mikrobów okazały się beauty blendery, czyli popularne gąbki do nakładania podkładu i korektora. Właścicielki nie myły ich nawet po upadku na łazienkową podłogę. Silnie zanieczyszczone – i często przeterminowane – były szminki, błyszczyki i tusze.

Używanie przez kilka osób tuszu, pomadki czy pędzla niesie realne ryzyko przeniesienia wirusów i chorób. Dr Śliwowska zna przypadki wystąpienia opryszczki wargowej po użyciu wspólnej pomadki i ropnych zapaleń spojówek po wspólnym tuszu. – Zdarzają się silne reakcje alergiczne na zanieczyszczone podkłady z drugiej ręki, włącznie z wymagającymi leczenia powikłaniami dermatologicznymi. Oprócz wirusa HSV-1 (opryszczki wargowej) wspólne kosmetyki do ust i oczu mogą przenosić też wirusa HPV, a do infekcji wystarczy jednorazowe użycie kosmetyku – przestrzega.

Katarzyna Zillmann Gali Ekstraklasy 2023 w Warszawie

Jeśli nie wierzycie, że zanieczyszczony pędzel do pudru może zrobić wam krzywdę, poznajcie przypadek Australijki Jo Gilchrist. Ta 27-letnia mama pożyczyła pędzel do makijażu od koleżanki, aby zakryć pryszcza. Na łamach Daily Mail Australia opowiadała, że jakiś czas później poczuła narastający ból w plecach, który z czasem stał się „gorszy niż poród”, zaczęła jej drętwieć dolna połowa ciała, straciła czucie w nogach i musiała zostać przetransportowana do szpitala helikopterem. Okazało się, że przez pędzel Gilrich zaraziła się odpornym na leki szczepem gronkowca, który uszkodził jej kręgosłup. 27-latka wiedziała o zmaganiach znajomej z gronkowcem, ale ponieważ korzystała z jej pędzli już wcześniej, nie przejęła się tym. Niestety akurat miała obniżoną odporność. Spędziła w szpitalu trzy miesiące. Od lekarzy usłyszała, że nie będzie chodzić. Porusza się na wózku, straciła kontrolę nad jelitami i pęcherzem. Jest w trakcie rehabilitacji. Cieszy się, że gronkowiec trafił do kręgosłupa. „Gdyby trafił do kończyn, amputowano by mi je. Gdyby trafił do mózgu – umarłabym”, mówiła.

Zdaniem dr Śliwowskiej kupowanie kosmetyków z drugiej ręki można uznać za bezpieczne tylko wtedy, gdy produkt nie był użyty, jest fabrycznie zamknięty i był przechowywany zgodnie z zaleceniami. – Używane kosmetyki, zwłaszcza do oczu i ust, niosą wysokie ryzyko mikrobiologiczne i nie powinno się ich przekazywać innym. Niestety odsprzedawanie napoczętych kosmetyków, również tych mających wcześniej kontakt ze skórą, ma się dobrze. Nawet wśród osób z branży beauty, które powinny być świadome potencjalnych zagrożeń – zauważa.

Jakich kosmetyków z drugiej ręki bezwzględnie należy unikać? – Tuszy do rzęs, eyelinerów, pomadek, błyszczyków, kremów w słoiczkach, które wyjmuje się palcem, oraz kosmetyków do pielęgnacji oczu. Generalnie produktów, które mogły mieć wcześniej kontakt z powietrzem czy skórą. Kosmetykami nigdy nie należy się dzielić, nawet z koleżanką czy siostrą – podkreśla dr Alicja Śliwowska.

Po znormalizowaniu zakupu sukienek, butów czy bielizny z drugiej ręki, przyszła kolej na używane kosmetyki, choć jeszcze chwilę wcześniej wydawało się to szczytem obrzydliwości

Testery aż się lepią

Monika pracuje w drogerii jednej z większych sieci kosmetycznych w Polsce. Nauczyła się w tej pracy jednego: by nigdy nie brać kolorówki z półki, zawsze z szufladki, do której sięgać mogą tylko pracownice. – Mamy na stoiskach testery, ale klientki malują się wszystkim, co im wpadnie w ręce, bez krępacji otwierają zalakowane szminki i odkręcają każdą zaklejoną buteleczkę tuszu, by sprawdzić, który ma najmniej grudek i najfajniejszą szczoteczkę. Właśnie dlatego wiele teoretycznie nowych kolorowych kosmetyków już w chwili zakupu wygląda jak po ciężkich przejściach. Niewiele możemy z tym zrobić, bo zwracanie klientkom uwagi jest niezgodne z polityką firmy – przyznaje.

Monika każdego dnia obserwuje, jak dziesiątki Polek, jedna po drugiej, robią sobie w drogerii make-up testerami. – Kobiety w średnim wieku przed pracą malują usta i spryskują się perfumami, nastolatki na długiej przerwie testują wszystkie błyszczyki. Pamiętam klientkę, która testerami zrobiła córce cały próbny ślubny makijaż. Testery aż się lepią, a choć obok mamy jednorazowe aplikatory, mało kto z nich korzysta – macha ręką.

Jak to możliwe, że w epoce obsesji higieny i doświadczenia pandemii wciąż dotykamy jednym pędzelkiem wspólnego różu w drogerii? Że malujemy się w drogerii jedną szminką, choć prawie na pewno nie napilibyśmy się wody z butelki obcej osoby na przystanku autobusowym? Dr Scura widzi w tym efekt przyzwyczajeń konsumenckich, braku świadomości ryzyka oraz niedostatecznej kontroli ze strony personelu sklepów. – Niestety testowanie „na skórze” wciąż bywa traktowane jako nieodłączna część zakupów kosmetyków – mówi.

A w testerach, zwłaszcza szminek, tuszów do rzęs i cieni, też może kryć się niejedno: nużeniec (czyli pasożyt występujący na ludzkiej skórze, który może powodować trądzik różowaty, nieswoiste zapalenie skóry lub przewlekłe zapalenie brzegów powiek), opryszczka, gronkowiec i bakterie kałowe (E. coli, okrężnicy). Dr Śliwowska potwierdza, że drogeryjne testery mogą stanowić realne zagrożenie mikrobiologiczne. – Badania wykazują, że często zawierają bakterie skórne (np. Staphylococcus epidermidis), ale również chorobotwórcze szczepy Staphylococcus aureus, pałeczki Pseudomonas, a nawet grzyby – mówi. Dlatego zdaniem dermatolog testery kosmetyków do ust i oczu powinny być objęte surowszymi regulacjami – np. dostępne tylko w wersji jednorazowej lub testowane wyłącznie przez przeszkolony personel.

W kremie otwartym od roku może dojść do rozkładu składników aktywnych i namnażania mikroorganizmów, co nie tylko obniża skuteczność działania, ale może prowadzić do niepożądanych reakcji skórnych, np. wysypek, podrażnień, alergii

Dr Alicja Śliwowska

A może wystarczy zdezynfekować?

Większość kosmetyków zawiera konserwanty, które spowalniają rozwój mikroorganizmów. Ale nawet one nie są w stanie całkiem wyeliminować ryzyka skażenia przy kontakcie z florą skóry lub śliną innych osób. – W przypadku przeniesienia bakterii czy wirusów na aplikator lub do wnętrza opakowania, konserwant może nie wystarczyć do pełnej ochrony – przestrzega Dr Scura.

A co z wieloetapową dezynfekcją kosmetyku, którą chwalą się niektóre serwisy z preloved beauty? Dermatolog i tutaj nie pozostawia złudzeń: – Nie ma w pełni skutecznej i bezpiecznej metody dezynfekcji produktów takich jak tusz do rzęs czy pomadka, ponieważ ich formuły nie pozwalają na dokładne oczyszczenie bez uszkodzenia struktury i działania produktu. Dlatego też tego typu produkty powinny być używane wyłącznie przez jedną osobę – podkreśla.

Polskie prawo dotyczące kosmetyków opiera się na rozporządzeniu (WE) nr 1223/2009, które nakłada obowiązek oceny bezpieczeństwa i stosowania GMP (dobrych praktyk produkcyjnych). Jednak ryzyko niepożądanych reakcji skórnych na skutek stosowania produktów używanych czy testerów zależy głównie od praktyk sklepu i konsumentów, a nie samego prawa. Zdaniem dr Śliwowskiej świadomość dotycząca higieny i przechowywania kosmetyków wciąż jest wśród polskich konsumentek i konsumentów niewystarczająca. – Mam wrażenie, że nadal brakuje szeroko zakrojonych kampanii edukacyjnych i obowiązkowej edukacji konsumenckiej na poziomie szkół i drogerii – ubolewa.

Na koniec pytam dr Śliwowską, co jest jej zdaniem większą ruletką: zakup użytej „tylko raz” albo „zdezynfekowanej spirytusem” szminki czy pomalowanie ust testerem w drogerii? – Obie sytuacje są ryzykowne. Testera dotyka wiele osób, a pomadka, teoretycznie używana przez jedną osobę, mogła być wyposażeniem kuferka makijażystki. W obu przypadkach nie podjęłabym ryzyka – kończy.

Mini-poradnik: jak bezpiecznie testować i pożyczać kosmetyki?

W drogerii: najlepiej poproś obsługę o nową próbkę lub miniaturkę. Używaj jednorazowych aplikatorów (patyczków, szpatułek, wacików), które oferuje wiele sklepów. Nie testuj na twarzy, tylko na nadgarstku lub wewnętrznej stronie przedramienia. Nie nakładaj testerów kosmetyków (zwłaszcza kremów, szminek, tuszów do rzęs, eyelinerów czy cieni) bezpośrednio na usta, rzęsy, powieki czy twarz. Jeśli tester źle wygląda, pachnie, ma uszkodzone opakowanie lub nieczytelną datę ważności, nie nakładaj go nawet aplikatorem.

Pożyczanie kosmetyków: staraj się nie pożyczać kosmetyków swoich ani cudzych, nawet w gronie najbliższych osób (w tym siostry i córki). Zawsze używaj osobnych gąbek, pędzli, aplikatorów; czyść je minimum raz w tygodniu – specjalistycznym płynem lub delikatnym szamponem dla dzieci. Co 1-2 miesiące sprawdzaj daty ważności swoich kosmetyków; wyrzuć wszystko, co ma zmieniony zapach, kolor, konsystencję. Nigdy nie dolewaj wody do podeschniętych produktów, by je „odświeżyć”. Przechowuj kosmetyki w suchym i ciemnym miejscu, np. szufladzie toaletki w sypialni (wilgotna łazienka to, paradoksalnie, najgorsze miejsce).

Wizyta u makijażystki lub kosmetyczki: Zaufana profesjonalistka nie obrazi się, jeśli zapytasz o higienę. Upewnij się, że: myje ręce przed wykonaniem usługi, używa jednorazowych aplikatorów, regularnie czyści i dezynfekuje pędzle, używa czystych kosmetyków – bez uszkodzeń i resztek starego produkt, nie aplikuje kosmetyków bezpośrednio z opakowania na skórę klientki.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?