„Słowo „cipka” nie może niektórym osobom przejść przez gardło” – mówią Paulina Klepacz i Aleksandra Nowak, autorki „CIPKOnotesu”
– Raziło nas, że o seksualności kobiet wypowiadali się mężczyźni – starsi panowie, profesorowie – z pozycji autorytetu, z którym nie można za bardzo dyskutować. Słyszałyśmy od nich na przykład, że kobieta jest jak ogród, który mężczyzna powinien uprawiać i rozwijać. A myśmy temu powiedziały „nie” – mówią Paulina Klepacz i Aleksandra Nowak – feministki, dziennikarki, redaktorki feministyczno-erotycznego magazynu „G’rls ROOM”, autorki „CIPKOnotesu”.
Nina Harbuz: W ilu wydawnictwach byłyście, zanim któreś zdecydowało się wydać „CIPKOnotes”?
Ola Nowak: Chyba miałyśmy szczęście, bo „CIPKOnotes” zdecydowało się wydać zaprzyjaźnione wydawnictwo. Redaktorki zapoznały się z projektem, oceniły, że jest bardzo ciekawy ze względu na to, że łączy część teoretyczną z przestrzenią na własne zapiski, przemyślenia, opinie, ale musiały jeszcze uzyskać zgodę zarządu. A w nim, jak to nadal w większości firm, zasiadają głównie mężczyźni. Podobno było trochę śmiechu, nieco wątpliwości, czy taka publikacja się sprzeda, ale dziewczynom udało się przekonać panów. Powiedziały, że po pierwsze mamy coraz bardziej otwarte na takie treści społeczeństwo, a po drugie, edukacji seksualnej nie ma w szkołach, więc siłą rzeczy, jest zapotrzebowanie na książki, które zapełnią tę lukę. To zaważyło na pozytywnej decyzji. Ciekawsze jednak było to, co zadziało się po wydaniu publikacji. Większość naszych czytelniczek skupionych wokół „G’rls ROOM” i mediów adresowanych przede wszystkim do kobiet pisało o „CIPKOnotesie” bardzo pozytywnie. Ale niektóre osoby nasza publikacja w jakiś sposób oburzyła. Redaktorzy prawicowych tygodników podśmiewali się z tej nazwy i pytali, czy teraz napiszemy „Chujonotes” albo „Fiutonotes”.
Paulina Klepacz: A ja się spotkałam z głosami mężczyzn, z bliskiego mi otoczenia, którzy powiedzieli, że chcieliby mieć męski odpowiednik takiego notesu. Choć przyznam, że również wśród naszych czytelników byli panowie, którzy nie mogli przeboleć, że słowo „cipka” zostało wydrukowane na okładce książki.
Uznali je za wulgarne? Infantylne? Czy mieli jeszcze inne skojarzenia?
Ola: Wydaje mi się, że słowo „cipka” po prostu nie może niektórym osobom przejść przez gardło z różnych powodów. Jakiś czas temu pisał do nas chłopak z prośbą o radę. Mówił, że ma duży problem, żeby używać słowa „cipka” w rozmowach ze swoją dziewczyną i pytał, jak może je oswoić. Zasugerowałyśmy, żeby starał się je wymawiać, kiedy jest sam, przyzwyczajać się do niego, ale dodałyśmy, że być może to określenie nie jest dla niego i jego partnerki i będzie lepiej, jeśli wymyślą własną nazwę na kobiece narządy płciowe. W „CIPKOnotesie” podkreślamy zresztą, że „cipka” to nie jedyne dostępne słowo i nie każdy musi go używać.
Trudno jest wielu osobom mówić o seksie, nazywać nawet własne narządy płciowe, bo blokuje je wstyd.
Paulina: Jeśli od dziecka nie jesteśmy nauczeni mówić o własnej cielesności, seksualności, to może to pokutować przez całe życie. A język wydaje mi się niezwykle ważny, bo na wielu poziomach stwarza naszą rzeczywistość, w tym wizję kobiecości i kobiecej seksualności. Podam przykład. Słowo „srom” określające kobiece narządy płciowe oznaczało w staropolszczyźnie „wstyd” i „hańbę”. Kolejny przykład to błona dziewicza, wokół której narosła seria mitów. Kobieta powinna czekać z jej utratą do ślubu, koniecznie ofiarować ją mężowi, a jej przebiciu powinno towarzyszyć krwawienie. Cała ta opowieść jest niezwykle negatywna i ograniczająca, bo po pierwsze sugeruje, że kobieta coś traci, po drugie nie jest podmiotem w tej sytuacji, tylko czeka, aż ktoś ją rozdziewiczy i przez ten pryzmat podlega ocenie, a po trzecie taka narracja wyklucza kobiety pozostające w związkach homoseksualnych. Tymczasem błona dziewicza to nic innego, jak fałdka skóry, która może pęknąć sama na etapie dojrzewania w sytuacjach w ogóle nie związanych z zachowaniami seksualnymi. Dlatego, według nas, znacznie lepiej mówić o inicjacji seksualnej niż o utracie dziewictwa, jak i o wieńcu pochwy, zamiast o błonie dziewiczej.
Ola: Poza sferą samego języka, którą starałyśmy się w „CIPKOnotesie” odczarowywać, pokazywałyśmy, że są różne drogi i sposoby realizacji własnych potrzeb. Sporą część publikacji poświęciłyśmy tematowi osiągania przyjemności seksualnej, ale napisałyśmy też, że seksu w ogóle można nie uprawiać i nie powinno to podlegać ocenie.
”Wydaje mi się, że słowo „cipka” po prostu nie może niektórym osobom przejść przez gardło z różnych powodów”
Paulina: Nie narzucamy czytelniczkom jednej wizji ani światopoglądu. Nie mówimy ex cathedra jak powinno być, ale jednocześnie zawsze dbałyśmy, by w „G’rls ROOM”, czyli magazynie feministyczno-erotycznym, który prowadzimy, czy w „CIPKOnotesie” pojawiały się wypowiedzi ekspertek. Przy naszej najnowszej publikacji współpracowałyśmy z Izą Jąderek, konsultowałyśmy też „CIPKOnotes” z edukatorkami seksualnymi z Grupy Ponton. Zależało nam na głosie ekspertek, bo raziło nas, że o seksualności kobiet wypowiadali się mężczyźni – starsi panowie, profesorowie – z pozycji autorytetu, z którym nie można za bardzo dyskutować. Słyszałyśmy od nich na przykład, że kobieta jest jak ogród, który mężczyzna powinien uprawiać i rozwijać. A myśmy temu powiedziały „nie”.
I na co zmieniłyście ten ogród uprawiany przez mężczyznę?
Paulina: Na ogród, którego panią jest kobieta i wyłącznie w jej gestii jest to, z kim go będzie pielęgnować, jeśli w ogóle z kimś. I to ona wie, co należy zrobić, żeby w tym ogrodzie wszystko dobrze rosło.
Do dziewczyn w jakim wieku skierowany jest „Cipkonotes”?
Ola: Pisząc go, przede wszystkim myślałyśmy o młodych dziewczynach, które wchodzą w dorosłość, zaczynają odkrywać swoje ciało i poszukują na jego temat rzetelnej wiedzy. Dziś edukacji seksualnej brakuje w szkołach, zresztą, kiedy same byłyśmy na etapie gimnazjum, też jej nie było. Pamiętam, że w wieku 12 lat razem z koleżankami, z którymi jechałam na wakacje, zastanawiałam się, czy istnieje ryzyko zajścia w ciąże w basenie, jeśli będzie w nim pływać sperma. Nie było wtedy osoby, która by to zweryfikowała i jakaś fajna, przystępnie napisana publikacja o seksualności dla nastolatek bardzo by nam się wtedy przydała.
”Jeśli od dziecka nie jesteśmy nauczeni mówić o własnej cielesności, seksualności, to może to pokutować przez całe życie. A język wydaje mi się niezwykle ważny, bo na wielu poziomach stwarza naszą rzeczywistość, w tym wizję kobiecości i kobiecej seksualności”
Paulina: Ja się wychowywałam w seksualnie otwartym domu, w którym były encyklopedie o seksie i mogłam z nich korzystać, ale jakoś w okresie dojrzewania nie trafiałam mimo wszystko na treści o tym, że masturbacja jest także dla dziewczyn. Takich informacji w ówczesnych czy też dostępnych mi książkach nie było. Zresztą wciąż nie mówimy o tym wystarczająco dużo i głośno.
Ola: Dlatego „CIPKOnotes” może przydać się także dojrzałym kobietom, które chcą przyjrzeć się temu, jak zmienia się ich seksualność z wiekiem. Bo inaczej odczuwamy przyjemność np. przed porodem, inaczej po nim, a jeszcze inaczej po menopauzie, zmieniają się nasze fantazje i preferencje. Myślę więc, że po „CIPKOnotes” można sięgnąć niezależnie od wieku i regularnie do niego wracać.
”Pisząc go, przede wszystkim myślałyśmy o młodych dziewczynach, które wchodzą w dorosłość, zaczynają odkrywać swoje ciało i poszukują na jego temat rzetelnej wiedzy. Dziś edukacji seksualnej brakuje w szkołach, zresztą, kiedy same byłyśmy na etapie gimnazjum, też jej nie było”
Paulina: Ja bym dodała, że „CIPKOnotes” jest częściowo unisex, bo przecież na pytanie o fantazje czy o to, co lubi się w seksie najbardziej, może odpowiedzieć także chłopak, mężczyzna czy osoba nie identyfikująca się z żadną płcią.
No to może jednak wydacie odpowiednik „CIPKOnotesu” dla mężczyzn, skoro dotarły do was głosy, że chętnie by z takiego skorzystali?
Ola: Wydaje nam się, że mężczyźni sami powinni taki sobie stworzyć, my czujemy się przede wszystkim ekspertkami od kobiecej seksualności. Ale rzeczywiście mało jest publikacji skierowanych do facetów, na temat tego, jak mogliby eksplorować swoje pragnienia i ciało. Obserwujemy, że coraz więcej chłopaków i mężczyzn po 30-tce czy 40-tce do nas pisze, zadaje pytania. Opowiadają, między innymi, że są redukowani przez partnerki wyłącznie do penisa, pomijane są ich inne strefy erogenne.
Paulina: Dziewczyny stały się bardzo aktywne, rozwinęły się w sferze seksualnej, wychodzą na ulicę protestować w kwestii praw reprodukcyjnych, ekologii, chodzą na warsztaty, walczą o siebie i swoje prawa. Także po to, żeby w ich związkach było lepiej. Faceci trochę są w tym zagubieni. Z jednej strony sekspozytywna narracja przebija się do mainstreamu, ale wciąż można spotkać w publikacjach skierowanych do mężczyzn treści o tradycyjnym wydźwięku. „Jak masz ją najlepiej pieścić, jak masz być sprawny, wydolny” i nie ma przestrzeni na problemy z erekcją albo zwykłą rozmowę o tym, czy ma się w ogóle ochotę na seks. Żeby nam wszystkim było dobrze, trzeba zająć się nie tylko kobiecą seksualnością, ale także męską. I zacząć szczerze ze sobą rozmawiać o swoich preferencjach.
Polecamy
się ten artykuł?