Hello My Hero. Kaja Szulczewska. Jej profil „Ciałopozytyw” to fenomen
Kaja Szulczewska jest założycielką Ciałopozytyw – profilu, na którym zbiera i publikuje różnorodne zdjęcia ciał, które wymykają się kanonom, historie dotyczące akceptacji ciała, ciałopozytywną sztukę, a także edukacyjne treści wokół tematu ciała i jego akceptacji. Sama nie goli włosów na ciele, gdyż jak mówi: „tak się z nimi dobrze czuję, że jest to dla mnie uwalniające”.
Ewa Wojciechowska: Twój Instagram to fenomen. Zachęciłaś dziewczyny, żeby wysyłały ci swoje intymne historie i zdjęcia kłopotliwych dla nich części ciała. Jak to się zaczęło?
Kaja Szulczewska: Tak, przysyłają mi bardzo intymne historie i zdjęcia. Nawet dotyczące takich części ciała, których nie mogę opublikować, ponieważ polityka Instagrama na to nie pozwala. Myślę, że duży wpływ na budowanie zaufania ma to, że codziennie wrzucam na Insta story swoje zdjęcia i bez wstydu opowiadam o swoim życiu, ciele i własnej drodze do samoakceptacji. Poza tym wiele osób ma potrzebę podzielenia się swoją historią i zdjęciem, ale blokuje je wstyd i lęk przed oceną, więc ośmielają się dopiero, kiedy wiedzą, że mogą zrobić to w pełni anonimowo. Czasem też wstydzą się publikować ze swojego profilu, ponieważ boją się reakcji znajomych i ja to rozumiem. Też miałam już internetowy spór ze swoimi znajomymi na temat moich włosów na nogach i nie jest to miłe doświadczenie. Zdaję sobie sprawę, jak negatywnie może to wpłynąć na samoocenę, dlatego chciałam stworzyć bezpieczne miejsce, gdzie można bez lęku, anonimowo podzielić się swoim zdjęciem, historią i nie bać się negatywnej oceny.
Skąd pomysł na Ciałopozytyw?
Skąd pomysł? Wyszło naturalnie. Kiedy zaczęłam interesować się tematami body positive, to zauważyłam, że jest mało treści po polsku w temacie akceptacji ciała, więc postanowiłam zapełnić tę lukę. Staram się by profil był interaktywny, a moja publiczność współtworzyła go ze mną. Działam obecnie głównie na Instagramie, bo założyłam sobie cel, żeby trafić do osób w przedziale wiekowym 18-25, a wiedziałam, że Instagram będzie najlepszym medium do tego. Jednak, jako że Instagram blokuje publikację części zdjęć i nie pozwala na bardziej rozbudowane treści, zdecydowałam, że rozszerzę działalność i obecnie w budowie jest też strona cialopozytyw.pl.
Myślisz, że jest to nurt, który przyjmie się na dłużej?
Ciężko powiedzieć. Z jednej strony mamy trend na pozytywne podejście do ciała i akceptację. Aktorki pokazują się bez makijażu, mamy szansę zobaczyć znane osoby od zaplecza, a wiele z nich angażuje się w promowanie ruchu “body positive”. Pojawia się też bardziej zróżnicowany kanon piękna, w tym moda na naturalność, która nie jest stricte ciałopozytywnością, ale zwiększa różnorodność. To na pewno zupełnie inna sytuacja, niż gdy ja dorastałam. Nie było wtedy szans na takie odarcie gwiazd z ich masek, a kanon piękna był bardziej jednolity i wąski. Z drugiej strony mamy jednak wciąż rosnącą ilość zabiegów medycyny estetycznej, operacji plastycznych i lepszą grafikę komputerową. Wszystko to coraz bardziej ingeruje w medialne wizerunki znanych osób. Odnoszę wrażenie, że ludzie w mediach są co najmniej dwa razy ładniejsi, niż jak byłam dzieckiem. To trochę przerażające, bo obsesja piękna stała się wszechobecna. Jednak te trendy i mody współistnieją. W zależności od środowiska mogą być wymieszane, ścierać się lub iść zupełnie równolegle.
Czego najczęściej wstydzą się dziewczyny, które do ciebie piszą?
Problematyczna jest na pewno waga. Wstydzą się zarówno chude, grube, jak i te ze środka skali. Obecne kanony nie oszczędzają nikogo. Nie jest tak, że wystarczy być szczupłą, trzeba jeszcze mieć wysportowaną sylwetkę, wystającą pupę i duże jędrne piersi. Perfekcyjny wygląd 24h. To jest ciężkie i zwykle niemożliwe do osiągnięcia dla większości sylwetek, więc łatwo o kompleksy. Chude wstydzą się, że mają za mało ciała, grube, że za dużo, a te ze środka zauważają, że nie wyglądają jak osoby w mediach i szybko wyszukują sobie mankamenty. Nie prowadzę statystyk, ale bardzo duży odzew był przy temacie piersi, pup i brzuchów. Myślę, na tej podstawie, że to będzie podium, jeśli chodzi o nasze kompleksy.
Jak myślisz, dlaczego tak jest?
Wynika to z tego, że w mediach dominują idealne obrazy kobiet. Ciężko jest doświadczyć w mediach prawdziwego ciała, w naturalnych sytuacjach, jak np. brzucha podczas schylania się, kiedy naturalnie się fałduje, czy piersi bez modelowania stanikiem, kiedy np. rozlewają się na boki. Do tego moim zdaniem, wciąż w przestrzeni mediów jest za mało zdjęć osób grubych, z ciałami niepełnosprawnymi czy dotkniętymi chorobą. Mimo, że ruch „body positive” w Stanach Zjednoczonych wyrósł właśnie z myślą o przestrzeni dla grubych, wykluczonych osób, to w tym momencie nawet pod typowymi dla niego hashtagami wyskakuje masa zdjęć szczupłych dziewczyn z siłowni lub zdjęcia przed i po schudnięciu z profili reklamujących diety i programy odchudzające. Z jednej strony fajnie, że to się rozszerzyło na różne ciała, bo nie tylko grube osoby czują się źle ze sobą. Z drugiej strony szkoda, że zostaje to wykorzystywane marketingowo i wpadamy w pułapkę tworzenia nowego nierealnego kanonu, w którym nawet plus sizeowe modelki mają idealne wcięcie talii, płaski brzuch, nie mają cellulitu i są, ogólnie rzecz biorąc, piękne, zgrabne i niedoścignione pod względem urody. Znowu łatwo wpaść przy czymś takim w kompleksy.
Dostajesz więcej komentarzy z zagranicy, niż z Polski? Spotykasz się z pozytywną reakcją, czy z hejtem?
To zależy. Ciałopozytyw prowadzę po polsku, więc tu mam głównie polską publiczność. Komentarze są raczej pozytywne. Staram się by było to “safe space”, więc nie pozwalam na krytykowanie ciała lub rady dotyczące urody czy inne komentarze, które mogłyby sprawić, że osoba publikująca u mnie zdjęcie, poczuje się urażona. Hejterzy są szybko pacyfikowani. Inaczej sytuacja wygląda na moim osobistym profilu @kayaszu, na którym publikuję swoje zdjęcia z zapuszczonymi włosami na ciele. Tu dostaję znacznie więcej niemiłych komentarzy od rodaków. Jest też grupa mężczyzn, dla których włosy na ciele są bardzo pociągające, być może są jakimś fetyszem i od nich dostaję wiadomości o charakterze erotycznym, co też nie jest dla mnie komfortowe. Wychodzi na to, że włosy na ciele kobiety rzadko są obojętne i wywołują raczej silne emocje.
Zdaję sobie sprawę, że dla większości użytkowników Instagrama szokiem jest, kiedy zobaczą owłosione ciało, ponieważ media i popkultura lansują kult gładkiego ciała. W zasadzie część osób nigdy nie widziała włosów na ciele kobiety, więc zrozumiałe jest, że w pierwszej reakcji mogą reagować w skrajny sposób. Tym bardziej, że przy zdjęciach często używam popularnych hasztagów, np. #polishgirl, żeby wbijać się w ten trend i docierać do większej ilości osób spoza społeczności ciałopozytywnej.
Kiedy postanowiłaś zapuścić włosy?
Pierwsze włosy zapuściłam na początku 2017 roku. Resztę na początku 2018 i przyznam, że wtedy zainspirowałam się Instagramem Sonii Cytrowskiej @BodyHairMovement i Morgan Mikenas @i_am_morgie, potem znalazłam też więcej “włosopozytywnych” kont na Instagramie i powoli wyzwalałam się z presji depilacji.
”Chciałabym dojść w swojej psychice do takiego stanu, że po prostu zakładam ciuchy, w jakich mi wygodnie, np. krótkie spodenki, gdy jest ciepło, wychodzę i nie przejmuję się, nawet nie myślę o tym czy mam coś tam ogolone czy nie”
Od zapuszczania do publikowania to chyba daleka droga?
To zależy. Mnie zainspirowały dziewczyny, które odważyły się pokazać swoje ciało, mimo że odbiega od kanonów, więc poczułam potrzebę, by dołożyć swoją cegiełkę do budowania tego ruchu. To, co najbardziej powstrzymuje przed publikowaniem takich zdjęć, to lęk przed negatywnymi opiniami innych ludzi. Okazuje się, że tylko ten pierwszy raz jest stresujący. Musiałam się po prostu przełamać i przygotować na najgorsze, bo ludzie w Internecie bywają okrutni. Wciąż nie mogę zrozumieć jak można wchodzić na czyjś profil i krytykować czyjeś ciało. Mi też się nie podobają niektóre rzeczy, a nie zostawiam komentarzy w stylu “ to nie estetyczne”. Tak czy inaczej zaczęłam publikować i już w jakiś sposób uodporniłam się na różne opinie i nie biorę ich do siebie.
Zostały w Tobie „naleciałości społeczne”, których trudno się wyzbyć i czasem jeszcze czegoś się wstydzisz?
Paradoksalnie owłosione pachy i łono są najbardziej kontrowersyjne, często pojawiają się komentarze, że są niehigieniczne, jednak ja nie mam z nimi w ogóle problemu i nie wstydzę się ich wcale. Dla mnie był to wybór wręcz prozdrowotny, ponieważ wrastające włosy i stany ropne nie były ani higieniczne, ani zdrowe. Odkąd nie golę włosów pod pachami, nie mam stanów zapalnych, nic mnie nie boli, ani nie swędzi. Włosy pod pachami sprawiły, że przestałam wstydzić się pach. Tak się z nimi dobrze czuję, że jest to dla mnie uwalniające. To, co budzi u mnie mieszane uczucia, to włosy na moich łydkach. Wcześniej regularnie goliłam włosy nawet w zimę, więc dla mnie po zapuszczeniu było szokujące, że ja w ogóle mam tam takie ciemne i długie włosy. To nie jest coś, co kojarzy mi się z kobiecością, bo wychowałam się na obrazach ogolonych, gładkich kobiet. Jako, że mam wciąż dość ambiwalentne odczucia, co do golenia nóg, nie zmuszam się do tego. Kiedy jest lato i wiem, że poczuję się źle, wychodząc na ulicę z zapuszczonymi włosami, to je podgalam trymerem, ale robię to coraz rzadziej, a w zimie pozwalam im rosnąć na całość. Kiedy zapuści się włosy do maksimum, to zmienia się perspektywa i potem miesięczny odrost wydaje się mały. Jeśli mam parę milimetrów odrostu, to w ogóle mnie to już nie rusza. Złapałam do tego dystans i mam dużo więcej luzu.
To wyraz miłości do swojego ciała czy buntu?
W przypadku łona i pach to zdecydowanie wyraz miłości do siebie. Wcześniej, kiedy je goliłam, miałam stany zapalne, włosy wrastały pod skórę, tworzyły się ropne zmiany. Nie miałam możliwości, żeby tego uniknąć pomimo kremów i różnych maszynek. Byłam nawet na laserowym usuwaniu, które pomogło mi, ale tylko na krótką chwilę. Katowanie się depilacją i ciągłe podrażnianie skóry nie było miłe i sprawiało mi ból. Jeśli chodzi o łydki, to jest eksperyment. Sama testuję ze sobą ile jestem w stanie wytrzymać, nie goląc nóg, i jak postrzega to społeczeństwo. Zawsze sobie myślę, że dlaczego mój mąż może wyjść na dwór i w ogóle nie zajmować się tematem swoich włosów na ciele. Nie zastanawia się, czy ma ogolone czy nie, zakłada spodenki i wychodzi. Też chciałabym dojść w swojej psychice do takiego stanu, że po prostu zakładam ciuchy, w jakich mi wygodnie, np. krótkie spodenki, gdy jest ciepło, wychodzę i nie przejmuję się, nawet nie myślę o tym czy mam coś tam ogolone czy nie. Jeśli ludzie się patrzą, jest to ich problem. Nie nazwałabym tego buntem, choć może być to tak postrzegane.
Co na to twój mąż?
To oczywiście zawsze wszystkich bardzo interesuje. Włosy na ciele kobiety lub ich brak są postrzegane przez pryzmat seksualności i wpływ na powodzenie czy jakość relacji, seksu itd. Mój mąż jest absolutnie cudowny i wspierający. Przede wszystkim zacznijmy od tego, że dla mnie to była norma, że się golę i o tym nie rozmawialiśmy, więc nie podważałam konieczności usuwania włosów. Tak byłam wychowana przez kulturę, w której żyjemy. Kiedy któregoś razu zaczęliśmy o tym rozmawiać, okazało się, że on nie rozumie, po co ja to robię, skoro wrastają mi włosy i mam stany zapalne. Wtedy nagle po 5 latach bycia razem zrozumiałam, że nie robię tego dla niego, tylko z kulturowego przymusu. Poczułam, że to absurdalne i powoli zaczęłam testować odpuszczenie depilacji. Wydaje mi się, że dla mnie oswojenie się z owłosionym ciałem było trudniejsze, niż dla mojego męża. W sumie rozumiem to, mi też podobają się jego włoski i nigdy nie pomyślałam, że musiałby je golić. Tak samo on nie miał problemu z moimi. Swoje włosy jednak postrzegałam przez pryzmat brudu, czegoś niepożądanego i musiałam wykonać dużą psychiczną pracę nad przewartościowaniem postrzegania mojego ciała.
Ludzie często się na ciebie patrzą?
Zawsze ludzie się na mnie patrzyli, więc nie jest to dla mnie nowość. Jestem wysoka, mój mąż też, on ma zakręcone wąsy, zawsze się też kolorowo ubierałam, więc barwnie razem wyglądamy. Śmiałam się, kiedy zaczynałam swoją przygodę z włosami, że nie będzie dużej różnicy. I faktycznie parzą tak samo jak wcześniej, a ja nie wnikam czy z powodu włosów czy z innych. Nie zdarzyło się, żeby ktoś w sposób negatywny powiedział coś do mnie na temat mojego wyglądu. Jedynie raz kobieta bardzo długo patrzyła się na moją pachę, ale wydaje mi się, że ona po prostu się zamyśliła. Staram się nie wchodzić w kontakt wzrokowy, nie odpowiadać. Jak chcą patrzeć, niech patrzą. Nie obchodzi mnie to.
”Dla większości użytkowników Instagrama szokiem jest, kiedy zobaczą owłosione ciało, ponieważ media i popkultura lansują kult gładkiego ciała. W zasadzie część osób nigdy nie widziała włosów na ciele kobiety, więc zrozumiałe jest, że w pierwszej reakcji mogą reagować w skrajny sposób”
Co teraz znaczy dla ciebie ”kobiecość”?
Zawsze zastanawiałam się, czemu służy ten spolaryzowany układ męskość – kobiecość. Z jednej strony to może być pociągające, że jesteśmy różni, ale z drugiej strony kobiety między kobietami różnią się od siebie i mężczyźni między sobą także. Mężczyzna może być delikatny i uczuciowy, tak jak kobieta może być silna, dzika i nieokrzesana. W ogóle możemy być różni w zależności od sytuacji, czasem silni, czasem słabi – to nie jest uzależnione od płci i myślę, że nie warto zamykać się w jakiś stereotypach. Ciężko jest mi podać definicję kobiecości, ponieważ uważam, że nie powinno się tego uogólniać. Jeśli spróbujemy nazwać „kobiecość” dla wszystkich kobiet, to zawsze jakieś wykluczymy. Każda kobieta sama powinna tę definicję kobiecości sobie wytworzyć, a każdy mężczyzna swoją definicję męskości. Od dziecka kobiecość i męskość to dwie definicje, które były dla mnie mocno naciągane i od zawsze starałam się je przedefiniowywać.
Jakie masz rady dla kobiet, jak pracować nad własną akceptacją? Jak ty to robisz?
Nie jest prosto podać receptę na zaakceptowanie siebie. Często dziewczyny do mnie piszą z pytaniem, co mają zrobić, żeby zacząć siebie akceptować. Ja nigdy nie wiem, co odpowiedzieć. Tak naprawdę to jest długa droga, często wymagająca terapii, głębokich przemyśleń i przewartościowania. U każdej z nas może to wyglądać inaczej. Pierwszym krokiem do samoakceptacji może być sprawdzenie, na co patrzymy i czemu poświęcamy uwagę. Można np. przestać obserwować konta osób i firm, na których przedstawiane są idealne ciała i zacząć szukać treści, gdzie przedstawiane są bardziej różnorodne sylwetki, po których oglądaniu nie czujemy, że nasza samoocena spada. Mnie osobiście to bardzo pomogło. Widzimy jak bardzo różne są nasze ciała i wtedy jesteśmy w stanie bardziej docenić swoje ciało.
Drugą rzeczą jest praca nad własnymi kompleksami. Zastanowienie się skąd one się wzięły i zobaczenie, że często to nie są nasze kompleksy, tylko naszych rodziców lub bliskich, którzy je na nas przerzucili. To praca psychologiczna, samodzielnie czasem ciężko jest to rozpracować.
Trzecia rzecz to szukanie, poza naszym wyglądem rzeczy, które poprawiają samoocenę. Znalezienie pasji, cech charakteru, umiejętności, na których możemy oprzeć poczucie własnej wartości. Wygląd to rzecz przemijająca. Warto inwestować w rzeczy bardziej stałe, na które mamy faktycznie wpływ. Jest też nacisk na to by siebie akceptować i za wszelką cenę lubić. Wywieranie na sobie takiej presji to też złudna droga. Ja np. nie uważam moich łydek z włosami za piękne, nawet może nie do końca je jeszcze akceptuję, ale uważam, że nie muszę wszystkiego w swoim ciele kochać, żeby czuć się z niego zadowolona. Należy powiedzieć sobie, że przecież są inne ważne rzeczy. Nie muszę być zachwycona całym moim ciałem i wszystkiego na 100% akceptować, aby być spełniona i szczęśliwa. Takie odpuszczenie i wrzucenie na luz w tej gonitwie za kanonem i byciem idealną bardzo pomaga.
Polecamy
Pamela Anderson o rezygnacji z makijażu: „Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że czuję się świetnie jako ja”. Nakłoniła Drew Barrymore do zdjęcia doczepów na wizji
Danae Mercer: „80 proc. kobiet ma cellulit, 70 proc. niesymetryczne piersi, 90 proc. ma wzdęcia. Kobiety w 100 procentach są piękne, silne i znaczą więcej niż ich odbicie”
Aniołki Victoria’s Secret po 6 latach wróciły na wybieg. „Powiew świeżego powietrza” i „celebracja różnych typów kobiecego ciała”
„Po drodze zgubiłam piersi, a ziemia przyciąga pośladki” Agnieszka Sienkiewicz demaskuje instagramowe iluzje
się ten artykuł?