Przejdź do treści

„Ludzie wstają zaskoczeni, bo czują irracjonalne zadowolenie, i to w całym ciele”. O tajnikach masażu twarzy, który ma zastąpić medycynę estetyczną, mówi mistrzyni Kobido

„Twarz jest uniesiona, oczy są bardziej otwarte, ale najfajniejsze jest to, ludzie wstają zaskoczeni, bo czują irracjonalne zadowolenie, i to w całym ciele”. O tajnikach masażu, który ma zastąpić medycynę estetyczną mówi mistrzyni Kobido / fot. getty images
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Najpilniej strzeżony sekret urody” i „naturalna alternatywa dla medycyny estetycznej”. Kuszące obietnice, że zmarszczki znikną, cera się wygładzi, na twój widok wszystkim zabraknie tchu, a ty w magiczny sposób staniesz się młodsza o 10 lat. I szczęśliwsza. Brzmi nieprawdopodobnie. Dlatego sprawdziłam na własnej skórze, na czym polega tajemnica masażu Kobido i czy naprawdę warto wydać pieniądze na oklepywanie twarzy.

 

Jest 1472 rok. Według legendy to właśnie wtedy cesarzowej Japonii zamarzyło się pozostać młodą już na zawsze. Zaczęło się poszukiwanie sposobu, by życzenie władczyni spełnić. Niełatwego zadania podjęło się dwóch mistrzów masażu Anma – „An” oznacza „naciskać”, a „Ma” – „pocierać”. Panowie miesiącami konkurowali, aż w końcu postawili na współpracę – z połączenia ich wiedzy i doświadczenia powstało Kobido, które podobno zarezerwowane było tylko dla członków cesarskiej rodziny, przedstawicieli najszlachetniej rodów i gejsz. Potem 200 lat modyfikowano i zmieniano rytuał, który ma zapewniać wieczną młodość. Nawet dziś.

Jest 2022 rok. Daleko mi jeszcze do starości, ale skuszona obietnicą „efektu wow” kładę się po raz pierwszy na łóżku w salonie masażu. Dowiaduję się, że mam okropne napięcia wszędzie: na szyi, twarzy, klatce piersiowej, ramionach. Za dużo stresu. Potem idę jeszcze raz, bo zatęskniłam za rozluźnieniem, w które nie wierzyłam, dopóki go nie poczułam. Przyznam – druga wizyta okazała się dla mnie bardziej spektakularna. Mam wrażenie, że moja twarz zakwitła jak drzewa w Warszawie. Błyszczę, świecę, a buzia jest delikatna jak różany płatek. Czuję spokój. Efekt przerósł moje oczekiwania.

Kobido obecnie zostało już „przechwycone” przez koncerny kosmetyczne i salony urody, a oferta niektórych miejsc zapewne nawet nie leżała obok zabiegu, który wykonywano cesarzowej Japonii. Nazwa tego zaawansowanego masażu twarzy odnosi się również do japońskiej rodu i firmy, która oferuje ją od ponad 540 lat, ale dziś często wykorzystywana jest jako wabik. Obietnica jednak nie uległa zmianie. Nadal brzmi podobnie, jednak zaklęta została w marketingowych hasłach na miarę XXI wieku: naturalne zastępstwo dla igieł i wypełniaczy, masaż, który w godzinę odmłodzi cię o 10 lat, tajemniczy rytuał, który zapewni twojej skórze blask każdego dnia.

Największym zaskoczeniem jest to, że nawet jeżeli uznamy, że powyższe obietnice są grubą przesadą, to naprawdę – wystarczy jedna sesja Kobido, żeby pozbyć się zwątpienia. To robi różnicę. Jednak nie jest to proste, jak głoszą niektórzy. Masaż to bowiem tylko część tej japońskiej układanki.

Kobido to uwielbiany przez Azjatki system pielęgnacji skóry nazywany „drogą do piękna”. To w istocie całkowicie naturalny lifting, który pobudza mięśnie twarzy, dotlenia, przywraca świeżość, sprawia, że skóra staje się miękka, elastyczna, jędrna. Ale to też konkretne techniki, zabiegi, produkty i filozofia, która głosi, że piękno to równowaga fizyczna, emocjonalna i duchowa. W jej osiągnięciu ma nam pomóc masaż.

O mocy ugniatania, pocierania, mrowienia i głaskania twarzy porozmawiałam z Bogusławą Jędrochą – masażystką, mistrzynią Kobido, które wykonuje od 4 lat, i właścicielką dwóch salonów masażu „Elistudio”

Alicja Cembrowska: Mówi się, że Kobido to najtrudniejszy masaż. Na czym polega ta trudność?

Bogusława Jędrocha: Kobido jest masażem bardzo zaawansowanym i różnorodnym, łączy w sobie pięć różnych technik masażu i co ważne – muszą być one zrobione po sobie, nie można zmieniać kolejności tych technik, bo tylko wtedy uzyskamy oczekiwany efekt. Jak zmienimy, zaczniemy robić po swojemu, to efektu nie ma lub jest mniej widoczny. Testowałam to. Po zrobieniu kursu dostałam dyspozycję, że muszę zrobić przynajmniej 20 razy za darmo ten masaż, żeby nabrać swobody, dobrze wyczuwać ciało.

I rzeczywiście – z początku myliłam te techniki i ich kolejność, więc nie było takiego fajnego efektu. A potem na własne oczy zobaczyłam, co się dzieje, gdy Kobido jest zrobiony prawidłowo.

Bogusława Jędrocha / fot. arch. prywatne

Efekt „wow” jest już po pierwszej sesji?

Tak, już po pierwszym razie widać efekt, właściwie od razu. Twarz jest uniesiona, bo wszystkie ruchy robione są do góry, oczy są bardziej otwarte, a najfajniejsze jest to, że klienci są szczęśliwi i zrelaksowani. Jeden pan powiedział mi, że czuł się wewnętrznie dobrze – na koniec tych wszystkich etapów jest uciskanie lub dotykanie dłońmi punktu na koronie głowy, który ma odpowiadać za połączenie z wszechświatem i Japończycy uważają, że oczyszczenie tego miejsca, poruszanie czy dotykanie swoją energią, przywraca równowagę życiową. Dlatego ludzie wstają z łóżka i są zaskoczeni, bo czują irracjonalne zadowolenie, i to w całym ciele. Nie tylko na głowie czy twarzy.

W końcu Kobido to „naturalny lifting twarzy obejmujący filozofię, która traktuje piękno jako idealną równowagę zdrowia fizycznego, emocjonalnego, duchowego i zabiegów”…

Założeniem było też „zmywanie” emocji z twarzy, czyli takie jej rozluźnienie, żeby na skórze nie były widoczne żadne zmarszczki mimiczne – czy od uśmiechu, czy od smutku. Twarz ma być płaska. Ruchy osoby masującej dlatego są tak szybkie i specyficzne – żeby uzyskać ten efekt „zmywania”.

Bardzo ważna jest również wspomniana równowaga, jeżeli chodzi o przepływ energii. Związane jest to z tym, że na twarzy mamy punkty odpowiadające naszym narządom, więc jeżeli prawidłowo uciskamy te konkretne miejsca, przywracamy równowagę w ciele. Masaż twarzy wbrew pozorom nie ogranicza się zatem tylko do tego małego fragmentu ciała, a gwarantuje ogólne dobre samopoczucie i wpływa na całe ciało. Jak nie jesteśmy ani za smutni, ani nazbyt zestresowani i wystarczająco radośni, to żyje się po prostu łatwiej [śmiech].

Co dokładnie dzieje się podczas masażu, że masowany wstaje i czuje radość?

Kobido składa się z pięciu etapów. Sesja trwa godzinę i nie bez powodu nazywa się to nieraz rytuałem. To długi i trudny masaż – dla osoby masującej jest naprawdę wyzwaniem fizycznym.

Podczas pierwszego etapu zajmujemy się tkankami głębokimi – żeby w ogóle zacząć masaż, trzeba mocno rozluźnić górną część ciała. Bardzo dużo ludzi ma teraz napięcia na szyi i karku. U kobiet często zamknięta i spięta jest klatka piersiowa, więc jeśli tego nie rozpracujemy, to nie pójdzie reszta. Ten etap jest najważniejszy, robi się go na sucho, bez olejku. Nie można go pominąć – bez tego nie będzie efektu na twarzy.

Na twarzy mamy punkty odpowiadające naszym narządom, więc jeżeli prawidłowo uciskamy te konkretne miejsca, przywracamy równowagę w ciele. Kobido wbrew pozorom nie ogranicza się tylko do tego małego fragmentu ciała, a gwarantuje ogólne dobre samopoczucie

Coś jak rozgrzewka przed ćwiczeniami.

Tak, dzięki takiej właśnie „rozgrzewce” unikamy kontuzji i bólu. Drugi etap to relaks – tutaj już potrzebujemy poślizgu, więc do gry wkracza olejek eteryczny – według mnie to lepszy wybór niż krem, bo olejek wchłania się głębiej, ma lepsze działanie. Ważny jest też zapach – na tym etapie zapewniam całkowity relaks, klientki często „odpływają”. Tutaj nie ma mocnych ruchów, wszystko jest wolne i płynne.

Potem jest drenaż limfatyczny, czyli odprowadzenie wody, zebraną wodę musimy odprowadzić do węzłów chłonnych. Cały masaż robimy w górę, ale na tym trzecim etapie wyjątkowo ruchy kierowane są do dołu. Jest on bardzo krótki. Po nim następuje lifting twarzy – to bardzo szybki i dynamiczny etap, który składa się z wielu energicznych technik palcami. Szczypanie, podrzucanie, drobienie. Musimy opracować tak naprawdę każdy mięsień. Każdy, po kolei, po kilka razy na każdą technikę. Technik jest kilkanaście. Robimy najpierw jedną połówkę twarzy, potem drugą. Na koniec masujemy środek, wyciągamy usta, żeby je trochę powiększyć. I na koniec dotykamy punkty uciskowe całej twarzy – dla wyciszenia i uspokojenia.

W sieci widziałam opinie, że wystarczą trzy dni, żeby nauczyć się Kobido i samemu robić sobie masaż.

Technicznie nie jesteśmy w stanie zrobić sobie z wystarczającą mocą masażu „do góry”. Możemy zrobić fajne, ciągnące ruchy, wyciągnąć policzki, czoło i usta, ale nie będzie aż takiego efektu. I nie będzie się to nazywało Kobido. Ten masaż został tak opracowany, że musi składać się ze wspomnianych pięciu etapów. Nawet nie powinno się dodawać technik z innych masaży, chociaż ja nieraz dodaję coś z Zogi Face [technika likwidująca napięcia mięśniowo-powięziowe w obrębie głowy i dekoltu – przyp.red.], bo lubię, jak są mocno rozluźnione szyja i kark.

W miarę możliwości trzeba jednak trzymać się tej kolejności, bo dopiero wtedy osiągamy pożądany efekt odmłodzenia, choć tak naprawdę ten masaż nie jest typowo odmładzający – u nas tak się go nazwało, mówi się, że to taka alternatywa dla medycyny estetycznej – owszem, jednak to nie są główne jego założenia.

Naturalny lifting twarzy jest „skutkiem ubocznym” pobudzania skóry. My po prostu robimy coś, żeby ona sama się ujędrniała. Nie wprowadzamy żadnych substancji, nie ingerujemy sztucznie. Mnie uczono, że ten masaż nie jest typowo odmładzający, przeciwzmarszczkowy – podejrzewam, że te określenia zostały dodane z powodów marketingowych.

Do tego dochodzi „efekt jak po zabiegu, ale bez igieł”. Nie jest to trochę przesada?

Trochę jest, bo musiałybyśmy niemal cały czas robić masaże, żeby ten efekt utrzymać. Mamy emocje i raczej nikomu nie udałoby się nie śmiać i nie smucić, nie o to zresztą chodzi. Mamy mimikę, a ona powoduje linie, zmarszczki, napięcia żwacza, szyi.

W jednym artykule przeczytałam, że trzeba zrobić 12 sesji, 2 razy w tygodniu i po tym czasie mamy „trwały efekt”.

Pytanie, co w tym przypadku ma oznaczać „trwały efekt”. W tym wymiarze rzeczywiście efekt może być widoczny kilka miesięcy, ale nie ma gwarancji, bo do tego dochodzą czynniki zewnętrzne – opalanie skóry, dieta, stres, różne sytuacje – te odbijają się na naszym ciele i twarzy. Emocje przykre aktywują 20 razy więcej mięśni niż emocje przyjemne!

Kobido gwarantuje głębokie, mięśniowe rozluźnienie, a to bywa niezbędne. Podam przykład: bruksizm. Kobido to świetny pomysł dla osób, które zaciskają zęby, mają spięte żwacze, a nawet – przesuniętą szczękę

Co, poza uniesieniem i ujędrnieniem, w przypadku Kobido kryje się pod hasłem „efekty”?

Mam jedną klientkę, która od dwóch lat chodzi regularnie na Kobido. Nie miała widocznych kości policzkowych, a teraz ma pięknie uwydatnione. Wszyscy pytają ją, gdzie chodziła do lekarza medycyny estetycznej. Nie musi również inwestować w zabiegi skóry, bo skóra poprzez pobudzanie, szczypanie, drobienie paluszkami, zaczyna wytwarzać kolagen i elastynę, więc poprawia się jej koloryt, ale i ogólna kondycja. Skóra złuszcza się i odnawia jak przy peelingu. Poprawia się krążenie.

Miałam klientkę z trądzikiem, która dzięki masażowi pozbyła się problemu. Nic jej nie pomagało, maści i tabletki nie działały. To oczywiście tylko przykład i nie u każdego Kobido mogłoby przynieść taki efekt. Wiele zależy od czynników, które trądzik wywołały. Jeżeli „w środku” coś się dzieje, to efekt widzimy na skórze.

Kobido to też masaż, który dociera bardzo głęboko, a to przecież głębokie mięśnie budują naszą twarz. Powierzchowny efekt możemy uzyskać u kosmetyczki – peeling czy maska są oczywiście korzystne dla skóry, ale działają przez chwilę i z zewnątrz. Nie gwarantują głębokiego, mięśniowego rozluźnienia. A nieraz jest to niezbędne. Podam przykład: bruksizm. Kobido to świetny pomysł dla osób, które zaciskają zęby, mają spięte żwacze, a nawet – przesuniętą szczękę. Miałam kiedyś panią, której od napięcia dosłownie wszystko się „poprzesuwało”. Po dwóch masażach twarz wróciła do normy.

Czy są jakieś przeciwwskazania do poddania się masażowi?

Przed sesją robię wywiad, poza tym często od razu widać, że ktoś ma problem zdrowotny. Zawsze pytam, czy nie było w ostatnim czasie operacji i zabiegów na twarzy. Po zabiegach medycyny estetycznej (botoksie, niciach) nie zaleca się robić masażu przez kilka miesięcy, ale przyznam, że niektóre panie chcą szybciej, bo oczekują, że botoks się szybciej rozpłynie – chcą po prostu „rozmasować” nieudany zabieg.

A osoby z nieleczonym nadciśnieniem? Czytałam, że nie zaleca się im takich zabiegów.

Masaż ciała może spowodować podniesienie temperatury i ciśnienia, więc jeżeli się nie leczymy, to może być to problem. Jednak nie zdarzyło mi się to podczas masażu twarzy. Zawsze można takiej osobie zrobić delikatniejszy masaż, mniej intensywny. Przeciwwskazaniem będą również, co logiczne, ropiejące, większe rany na buzi i wszelkie zmiany, które nie są trądzikiem. Wydaje mi się jednak, że taka osoba nie wpadłaby na pomysł, żeby przyjść na masaż. Podobnie jest z wyrywaniem zęba – nieraz klientki dzwonią i pytają, czy w tej sytuacji można masować, ale jeżeli twarz jest opuchnięta i obolała, to nie zaleca się jej dodatkowo stymulować.

Chcę jeszcze wrócić do efektów. Miałaś kiedyś sytuację, że ktoś był niezadowolony, bo nie widział zmiany?

Nie przypominam sobie, ale z tym efektem to w ogóle bywa różnie. Według mnie zawsze coś widać. U młodych osób oczywiście mniej, ten efekt nie jest tak spektakularny, bo mają młodszą skórę. Nie mają jeszcze opadającego owalu i głębokich zmarszczek, ale mają za to potworne spięcia szyi i karku od pracy przy komputerze i korzystania z telefonów.
Zawsze są korzyści. Nie miałam nigdy sytuacji, żeby ktoś wstał i powiedział, że nic mu to nie dało. Na ostatnim etapie masażu wyrównuje się też energię i to jest fantastyczne, jeżeli pacjent się otworzy i „puszcza”. To kwestia zaufania i trochę oddania się, dosłownie, w ręce drugiej osoby.

Joga twarzy

Oho, wkraczamy na grunt psychologiczny…

Trochę tak jest. To jest fajny, głęboki masaż i trochę mi szkoda, że dużo osób robi sobie „jakieś tam Kobido”. Klientki coraz częściej mówią mi, że gdzieś już były na takim masażu, a potem przychodzą do mnie i zaskoczone uznają, że to coś innego, choć nazywa się tak samo. Szkoda, że niektórzy niszczą ten fajny rytuał.

Tym bardziej że Kobido nie należy do najtańszych… Ceny w warszawskich salonach zaczynają się od 250 zł za sesję.

U mnie jest trochę mniej [śmiech]. Ale przyznam, że wyszłam z założenia, że chcę, żeby jak najwięcej osób mogło skorzystać z takiej usługi, przekonać się, że warto i że to działa. Mam wrażenie, że wiele osób nie jest przekonanych do naturalnych metod poprawiania wyglądu i samopoczucia. Przychodząc na masaż, płacimy nie tylko za konkretny efekt, np. uwydatnione kości policzkowe. Kobido to przede wszystkim niezwykłe rozluźnienie, doświadczenie – i to będę podkreślać. Przed masażem podgrzewam łóżko, włączam cichą muzykę, dbam o zapachowe olejki. Moje klientki często zasypiają i „budzą się młodsze o kilka lat”.

Mam 30 lat, więc chyba nie zależy mi na odjęciu sobie tej dekady…

Mimo wszystko warto zacząć w młodym wieku. Skóra będzie się mobilizować, nie będzie się rozleniwiać, opadać. Jeżeli będziemy regularnie rozluźniać mięśnie, to one nie będą się tak spinać. Mówiąc kolokwialnie: mniej będzie do zrobienia, gdy będziemy miały 50-60 lat.

Jak zacznę teraz, to jest szansa, że uniknę igieł, kwasów i nici, jeżeli wymarzy mi się gładka cera?

Jeśli teraz zainwestujesz w coś przyjemnego, to unikniesz potem czegoś mniej przyjemnego. Tak to działa. Warto wiedzieć, że botoks blokuje mięśnie. Dlatego po jego wykonaniu, owszem, nagle nie ma zmarszczki, ale później to schodzi bardzo szybko, trzeba zabieg powtarzać. Niestety miałam przypadki pań ze wstrzykniętym botoksem w lwią zmarszczkę, którym puchły oczy, bo zabieg zablokował przepływ limfy. Często potem dochodzi do momentu, że „niewinne” poprawki zamieniają się w operację plastyczną, bo nie ma już innego wyjścia.

Dlatego chyba lepiej od razu postawić na masaż, bo to w pełni naturalna metoda. Nie daje natychmiastowego efektu, jak zastrzyki, ale jeśli zainwestujemy trochę czasu, to uzyskamy coś znacznie bardziej wartościowego.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?