Redakcja HZ testuje: zestaw Soraya plante, Soraya Rosarium, Soraya Oat Therapy. Za co pokochałyśmy te kosmetyki?
W tym szale przed końcem roku, gdy chcemy oddać wszystkie zaległe teksty, odpisać na maile i zakończyć planowanie pierwszego kwartału nowego roku, staramy się nie zapominać też o sobie! Właśnie dlatego tak chętnie zgodziłyśmy się na przetestowanie zestawów marki Soraya. Każda z nas, dziennikarek Hello Zdrowie, stosowała przez ostatnie tygodnie inne kosmetyki. Jak wypadły w naszym teście?
Magdalena Bury testowała: zestaw Soraya plante
Co testowałam: zestaw Soraya plante
- serum cytrusowe,
- hydrolat lawendowy,
- naturalną mgiełkę 3w1,
- odżywczy krem do rąk.
Pierwsze wrażenie: Co pierwsze zwróciło moją uwagę? Piękne opakowania! Grafiki przedstawiające to, co znajduje się w kosmetyku, od początku mi się spodobały. Dopiero później zaczęłam czytać składy poszczególnych produktów. I tu też się nie zawiodłam. Niemal na wszystkich testowanych przeze mnie kosmetykach (z wyjątkiem serum cytrusowego) mamy znaczek „99 % składników pochodzenia naturalnego”.
Jako pierwszy wypróbowany został krem do rąk. Użyłam go już w samochodzie, zaraz po odebraniu paczki z kosmetykami. I od razu poczułam mocny zapach porzeczki, takiej zerwanej prosto z krzaka. Zapach, który w ten zimny, jesienny wieczór od razu przeniósł mnie do wakacji na działce. Już wtedy wiedziałam, że krem zostanie w mojej torebce na długo.
I właśnie za te naturalne zapachy (nie mdlące czy też zakłócające zapach twoich ulubionych perfum) wszystkich produktów, Soraya plante ma ode mnie duży plus.
Aplikacja: Zacznę od wspomnianego już wcześniej kremu. Produktu nie musimy odkręcać, a jedynie „odklikać”, by się do niego dostać. I bardzo dobrze – nie przepadam za odkręcanymi kremami do rąk, których po aplikacji kosmetyku nie możemy zamknąć.
Czas na serum cytrusowe, które stosowałam (zgodnie ze wskazówkami podanymi na opakowaniu) rano i wieczorem na oczyszczoną skórę twarzy. Produkt jest z pipetką, za co kolejny duży plus dla Soraya plante. Buteleczka nie jest ze szkła, a z plastiku, który w 100 proc. pochodzi z recyklingu. A jak z aplikacją? Serum jest w formie wodnistego żelu.
Trzecim kosmetykiem testowanym przeze mnie był hydrolat lawendowy. I tu muszę się przyznać, że do tej pory tego typu produkty nie były przeze mnie używane. Kojarzyłam je raczej z bardziej profesjonalnymi zabiegami pielęgnacyjnymi, na które ja najczęściej nie mam czasu. Ale się myliłam! Hydrolat od Soraya plante możemy stosować jak tonik – nakładamy go wacikiem kosmetycznym na skórę. To dobra baza pod serum i krem.
Przez kilka tygodni używałam też mgiełki 3w1 z konopiami, aloesem i zieloną herbatą. I chociaż mgiełki do twarzy stosuję tylko na wakacjach, ta przydała mi się teraz, gdy przy włączonym ogrzewaniu, moja skóra wręcz błagała o dodatkową porcję nawilżenia. Mgiełki od Soraya plante użyłam też jako utrwalenie makijażu, gdy po raz pierwszy od kilku miesięcy pomalowałam rzęsy przed spotkaniem z przyjaciółką. Zdała egzamin!
Działanie: Każdy kosmetyk ma inny skład i inne substancje aktywne, więc trudno mówić o nich wspólnie. Zacznę więc od kremu do rąk – szybko się wchłania, dobrze nawilża i pozostawia skórę miękką w dotyku. Krem ma w swoim składzie masło shea i olej z czarnej porzeczki. Mnie nie uczulił.
Jeśli chodzi o serum, intensywnie nawilża, niweluje uczucie ściągnięcia skóry i zostawia przyjemny, cytrusowy zapach, który zostaje z nami naprawdę na długo. Jak czytamy na etykiecie, to dzięki naturalnemu ekstraktowi z pomarańczy olbrzymiej.
A co z hydrolatem? Nie tylko nawilża, ale też koi podrażnienia. Zauważyłam też, że delikatny zapach lawendu dodatkowo mnie uspokaja. Przez jakiś czas czuć go przy każdym ruchu głową.
Mgiełka, dzięki swoim właściwościom nawilżającym, znalazła swoje miejsce zaraz obok grzejnika w moim pokoju. I jeśli się skończy, na pewno kupię drugą!
Podsumowanie: Soraya plante to seria, po którą warto sięgnąć, by się rozpieścić. Ja testowałam ją jesienią, ale wydaje mi się, że jeszcze lepiej będzie stosować te kosmetyki wiosną albo latem. Bądźmy ze sobą szczere – jesienią i zimą wolimy inne zapachy, kojarzące się nam ze świętami – cynamonem, piernikiem czy szarlotką. Tak czy inaczej, jestem ciekawa innych produktów z tej serii!
Cena: serum cytrusowe – 29,99 zł/30 ml, mgiełka 3w1 – 31,99 zł/50ml, hydrolat lawendowy – 19,99 zł/90 ml, krem do rąk – 12,99 zł/75 ml.
Anna Jastrzębska testowała: zestaw Soraya Rosarium
- przeciwzmarszczkowy krem różany pod oczy,
- wygładzające serum różane,
- tonik – esencja różana,
- nawilżający balsam różany do ciała.
Pierwsze wrażenie: Pozytywne wrażenie na start robią naturalne składy kosmetyków – wszystkie oparte na ekstrakcie z róży stulistnej – chętnie wykorzystywanej w kosmetyce z racji na zniewalający zapach oraz obecne w płatkach jej kwiatów antocyjany i inne polifenole, które są silnymi antyoksydantami, chroniącymi komórki ciała przed stresem oksydacyjnym i zapobiegającymi starzeniu się skóry.
W serum do twarzy obok wspomnianego ekstraktu mamy wodę różaną; krem przeciwzmarszczkowy pod oczy został wzbogacony o kofeinę pobudzającą mikrokrążenie; do balsamu do ciała dodano zaś naturalne polisacharydy, pochodzące z peruwiańskiego drzewa Tara, o działaniu nawilżającym.
Dodatkowy plus daję za kartoniki wykonane z kartonu z odzysku (więcej plusów byłoby za opakowania szklane lub z recyklingu).
Aplikacja: Balsam do ciała ma bardzo delikatną formułę, łatwo się rozprowadza na skórze i wchłania niemal natychmiastowo. No i ten zapach! Otula ciało i zmysły. Na parę chwil przenosisz się do ogrodu skąpanego w szlachetnej woni. Rozkosz. Zwłaszcza zimą nic przyjemniejszego w kosmetyku nie mogę sobie wyobrazić.
Produkty do twarzy pachną zdecydowanie subtelniej (jest w nich wyłącznie naturalny zapach wody różanej) – to dobrze, bo jak wiadomo, intensywne doznania olfaktoryczne nie wszystkim muszą odpowiadać. Zarówno krem pod oczy, jak i serum do twarzy (w formie perłowego hydrożelu) mają bardzo przyjemną konsystencję. Świetnie się wchłaniają i nie oblepiają buzi. Tonik łagodnie oczyszcza skórę.
Działanie: Jako posiadaczka skóry wrażliwej, ze skłonnością do przesuszania, ale i niedoskonałości, wiem, że jestem bardzo wymagającym odbiorcą kosmetyków. I pewnie zabrzmię jak zdarta płyta, ale trudno. Uważam, że pierwszą i najważniejszą zasadą, która powinna przyświecać producentom wszystkich kosmetyków, jest: nie szkodzić. Jeśli po zastosowaniu krem czy inne smarowidło nie zostawia skóry w gorszym stanie, niż przed jego aplikacją, to już jest jego wielki plus. I pod tym względem produkty z serii Rosarium sprawdzają się bez zarzutu.
Nie zapychają, nie podrażniają, nie powodują nieprzyjemnego ściągnięcia. Wręcz przeciwnie – nałożone na buzię, przynoszą jej ukojenie, ładnie ją nawadniają i odżywiają. A jednocześnie nie ma po nich żadnych niemiłych niespodzianek. Po przemyciu twarzy tonikiem skóra wydaje się świeża i odżywiona. Natomiast jeśli chodzi balsam – mój absolutny ulubieniec z linii różanej – skóra dosłownie go spija po aplikacji. Nawilżenie czuć jeszcze przez kilka godzin.
Podsumowanie: Jeśli uwielbiasz zapach róż i spacery po ogrodach różanych oraz cenisz naturalne kosmetyki o łagodnym działaniu – to linia kosmetyków Rosarium jest stworzona dla ciebie.
Cena: Przeciwzmarszczkowy krem różany pod oczy – 21,99 zł/15 ml, wygładzające serum różane – 29,99 zł/30 ml, tonik – esencja różana – 13,99 zł/200 ml, nawilżający balsam różany do ciała 14,99 zł/200 ml.
Ewa Wojciechowska testowała: zestaw Soraya Oat Therapy
Soraya Oat Therapy / Archiwum Hello Zdrowie
Co testowałam: zestaw Soraya Oat therapy
- owsiany balsam do ciała,
- owsiany krem na dzień,
- owsiany krem na noc.
Pierwsze wrażenie: Produkty z tej serii są przyjazne nie tylko dla skóry, ale i przyrody, na co kładę szczególny nacisk przy wyborze kosmetyków. Wszystkie zostały zamknięte w opakowania z recyklingu, co już na wstępie zyskało moją przychylność. Ponadto kremy do twarzy zapakowano w kartonowe pudełka, nie zostawiając w nich zbędnego miejsca.
Zachwyciło mnie również to, że słoiczki są wypełnione kremem dosłownie po brzegi! Dzięki temu produkujemy mniej odpadów! Wielką piątkę przybijam także za sam skład kosmetyków. Kremy do twarzy mają w swoim składzie 99 proc., balsam 98 proc. naturalnych składników.
Moje serce skradł również owsiany zapach kosmetyków, który przywodzi na myśl ciepłe, beztroskie lato. To idealny plaster na smutek, jaki ogarnia mnie jesienno – zimową porą, kiedy za oknem przez większość dnia jest ciemno. Zapach delikatnie otula więc nie tylko ciało, ale i zmysły.
Aplikacja: Balsam do ciała jest delikatny i łatwo się rozprowadza. Jestem pod wrażeniem tego, jak szybko się wchłania, nie pozostawiając tłustej warstwy na skórze. Oba kremy do twarzy są nieco gęstsze niż balsam. Przed aplikacją podkładu musimy też chwilę odczekać, ponieważ krem na dzień trochę dłużej się wchłania. Formuła jest dobrze skoncentrowana, dzięki czemu wszystkie kosmetyki są bardzo wydajne. No i ten delikatny zapach!
Działanie: Jesienią i zimą moja skóra potrzebuje szczególnej opieki. Na co dzień sucha w połączeniu z rozkręconymi grzejnikami jest bardzo wymagająca w pielęgnacji. Mało który kosmetyk jej pomaga. Przez sezon grzewczy towarzyszy mi więc uczucie nieprzyjemnego ściągnięcia. Balsam owsiany jednak idealnie sobie z nim poradził, zostawiając skórę delikatną i gładką w dotyku. Polubiłam go tak bardzo, że używam go także jako krem do rąk. Dłonie pozostają nawilżone nawet po częstym ich myciu.
Jeśli chodzi o kremy do twarzy, oba (na dzień i na noc) sprawdzą się idealnie przy skórze wrażliwej. Dzięki nim moja skóra jest lepiej nawilżona i wygładzona, a wszelkie niedoskonałości zostały znacznie złagodzone. Efekt nawilżenia skóry utrzymuje się też bardzo długo, a kremy odżywiają skórę gołym okiem. Po kilku tygodniach stosowania moja skóra stała się – przysłowiowo mówiąc – jak pupa niemowlaka.
Podsumowanie: Seria kosmetyków Oat Therapy została jedną z moich ulubionych. Daję jej duży plus za przyjazność środowisku, za pełne słoiczki kremu i działanie. Kosmetyki sprawdzą się zimą idealnie, a dzięki swojej delikatnej konsystencji z pewnością będą dobrym wyborem też i latem. Śmiało mogę je polecić wszystkim, którzy zmagają się z przesuszoną i wrażliwą skórą.
Cena: Owsiany balsam do ciała – 21,79zł, owsiany krem na noc – 27,99 zł, owsiany krem na dzień – 27,99 zł.
Polecamy
Szamponetka – jak farbować nią włosy i czy jest szkodliwa
Puder ryżowy – co to jest, kiedy i jak go stosować
Redakcja HZ testuje: zestawy dermokosmetyków do skóry wrażliwej oraz atopowej polskiej marki Solverx
Redakcja HZ testuje: zestawy kosmetyków Laboratorium Kosmetycznego AVA
się ten artykuł?