Przejdź do treści

„Skończyły się czasy wielkich policzków, napompowanych ust i wyprasowanych czół. Teraz w medycynie estetycznej liczy się naturalność” – mówi dr Franciszek Strzałkowski

Dr Franciszek Strzałkowski o koncepcji pro-agingu w medycynie estetycznej - na zdjęciu pozuje w białym kitlu z założonymi rękami HelloZdrowie
Dr Franciszek Strzałkowski o koncepcji pro-agingu w medycynie estetycznej
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– W 90 proc. przypadków problem jest w głowie, a nie na twarzy. Dlatego swoim pacjentkom powtarzam, że wizyta w gabinecie medycyny estetycznej powinna być dla nich pretekstem do tego, żeby wykonały pracę w swoich głowach, żeby polubiły siebie. Wizyta to jedynie wisienka na torcie całego procesu – tłumaczy dr Franciszek Strzałkowski, z którym rozmawiamy o koncepcji pro-agingu. W jej myśl unikamy stygmatyzowania procesu starzenia na rzecz akceptacji upływu czasu i zmian, jakie w nas zachodzą.

 

Marta Dragan: Zrobiliśmy zoom na pojęcie starzenia się i zamiast walczyć z tym procesem, zaczynamy go akceptować. Na jakim gruncie pana zdaniem wyrosła ta zmiana?

Dr Franciszek Strzałkowski: Pro-aging powstał niejako w opozycji do anti-agingu, promującego utrzymanie młodego wyglądu za wszelką cenę, co w praktyce było niczym innym jak walką z oznakami starzenia się. Tymczasem wiemy, że ten proces jest nieuchronny. To, co możemy zrobić, to ewentualnie nieco go spowolnić. Starzenie łączy się z zamknięciem jakiegoś etapu, ale jednocześnie otwieraniem nowego, kompletnie nieznanego. Komunikacja, w której walczyliśmy z tym, co jest wpisane na stałe w naszą naturę, miała działanie destrukcyjne, podkopujące i tak słabą samoocenę.

Zauważa to pan w swoim gabinecie?

Jako lekarz i założyciel Kliniki Strzałkowski prowadzę akcję edukacyjną, która nazywa się „Lubię siebie”, bo widzę, z jakim ładunkiem emocjonalnym przychodzą do mnie pacjentki. Wiele kobiet po prostu siebie nie lubi. Są zakompleksione, mają bardzo krytyczne zdanie o swoim wyglądzie i dlatego decydują się na zabieg, a to nie tędy droga. W 90 proc. przypadków problem jest w głowie, a nie na twarzy. Dlatego swoim pacjentkom powtarzam, że wizyta w gabinecie medycyny estetycznej powinna być dla nich pretekstem do tego, żeby wykonały pracę w swoich głowach, żeby polubiły siebie. Wizyta to jedynie wisienka na torcie całego procesu. Oczywiście, jeżeli pacjentka ma jakiś defekt i z tego powodu źle się czuję, to jest to zrozumiałe, ale wiele kobiet po prostu aspiruje do tego, by wyglądać jak ktoś tam z Instagrama. I te pacjentki w moim przekonaniu potrzebują pracy nad sobą, terapii, by zmieniły nastawienie do siebie, a nie zabiegów.

Kobiety, które my angażujemy do akcji „Lubię siebie”, między innymi Ewa Kasprzyk, Maria Sadowska, Dorota Williams, są inspiracją. Każda z nich miała jakiś epizod w swoim życiu, że patrzyła na siebie w bardziej krytyczny sposób, czegoś w sobie nie lubiła. Jednocześnie mówią o tym wprost, na czym to polegało, dlaczego teraz jest inaczej, lepiej.

Zastanawia mnie, czy ten trend nie jest zagrożeniem dla medycyny estetycznej? W końcu wygładzanie zmarszczek, napinanie czoła, powiek, stosowanie wypełniaczy w myśl tej koncepcji stają się passé.

W moim przekonaniu nie jest zagrożeniem, raczej wyznacza nową ścieżkę. Popularne stają się zabiegi, które mają podkreślić naturalność pacjentki, jej atuty, a delikatnie schować mankamenty. I to medycyna estetyczna może zagwarantować. Cieszy mnie fakt, że w Polsce zaczęły być wykonywane zabiegi, po których pacjentki normalnie wyglądają.

Manuela Gretkowska podcast

Co to znaczy?

Że zostają zachowane proporcje. Jeżeli policzek jest dwa razy za duży albo usta pięć razy za duże, to nie ma nic wspólnego z medycyną estetyczną. Na szczęście skończyły się czasy wielkich policzków, napompowanych ust i wyprasowanych czół. Coraz częściej pacjentki przychodzą po zabiegi gwarantujące naturalny efekt. Zawsze podkreślam, że jego nieodzownym elementem powinna być nie tylko wizyta w gabinecie, ale przede wszystkim pielęgnacja domowa oparta na odpowiednich kosmetykach. Żaden zabieg nie pomoże, jeśli pacjentka pracę lekarza „zaklajstruje” podkładem z silikonem i parabenami. By uniknąć przebarwień, przesuszeń, efektu popękanej skóry, a nawet atopowego zapalenia skóry pacjentka musi stosować filtry przeciwsłoneczne, kremy nawilżające, a do makijażu używać kosmetyków o naturalnym składzie. To wszystko musi współgrać.

Jakie zabiegi w duchu pro-agingu są teraz popularne?

Biostymulacja, czyli cała gama zabiegów, które skupiają się na tym, by odmłodzić i poprawić kondycję i dogłębnie nawilżyć skórę. Procesowi starzenia ulega nie tylko skóra, ale cała tkanka podskórna. Zmniejsza się jej objętość, a co za tym idzie zmienia nam się cały kościec twarzy, czyli też przyczepy kostne, inaczej degradują się oczodół i kolec nosowy. Możemy to skorygować, podając w odpowiedniej ilości preparaty wolumetryczne, takie jak kwas hialuronowy. W ten sposób na przykład wypełnia się bruzdy nosowo-wargowe.

Dr Franciszek Strzałkowski w trakcie eventu marki Avène

Dr Franciszek Strzałkowski w trakcie eventu marki Avène / Zdjęcie: Archiwum prywatne

Dr Franciszek Strzałkowski w trakcie eventu marki Avène

Bruzdy nosowo-wargowe to jeden z naturalnych etapów starzenia się skóry, więc jeśli potraktujemy je wypełniaczami, to czy to nadal będzie w duchu pro-agingu?

Wszystko zależy od tego, jak ten zabieg będzie przeprowadzony. Jeśli bruzda nosowo-wargowa zostanie wypełniona w taki sposób, że nie będzie zupełnie widoczna, wtedy pacjentka zamieni się w mopsa. Bruzdę, która zaczęła pacjentce przeszkadzać, bo stała się głębsza, można spłycić, ale nie powinno się jej likwidować. I to jest w duchu pro-agingu, bo pacjentka poczuje komfort, ale nadal będzie wyglądać naturalnie. Nie została jednym zabiegiem przetransportowana 20 lat wstecz. Lepsze jest wrogiem dobrego, więc warto zachować zdrowy umiar we wszystkim.

Co cechuje osoby, którym bliski jest nurt pro-age?

Przede wszystkim świadome podejście do codziennej pielęgnacji. Wiara w to, że rutynowe dbanie o siebie to gwarancja spowolnienia procesu starzenia. W gabinetach medycyny estetycznej takie pacjentki wiedzą, jakiego efektu oczekują. One mówią: „chcę się troszkę odmłodzić, ale chcę być naturalna”. Taka pacjentka jest idealna i jako lekarz lepiej ją rozumiem. Nie rozumiem pacjentki, która chce mieć 3 ml wypełniacza w ustach, wtedy mam ochotę powiedzieć, że to w ogóle nie jest ta klinika. Ja nie czuję tego, nie czuję ogromnych policzków i nie robię tego, do czego nie mam przekonania.

Z dr Franciszkiem Strzałkowskim rozmawialiśmy na konferencji prasowej marki Avène, launchującej nową gamę kosmetyków Hyaluron Activ B3 w duchu pro-age. 

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: